Dziennikarze próbowali odnaleźć księdza, aby zapytać, czy faktycznie otrzymał 50 tysięcy od austriackiego dewelopera (według zeznań Birgfellnera cytowanych przez „Gazetę Wyborczą” miał go do tego rzekomo nakłonić prezes PiS). W parafii św. Urszuli Ledóchowskiej w Gdańsku-Chełmie, gdzie Sawicz miał być wikarym powiedziano, że Sawicz porzucił stan duchowny.
Z ustaleń „Gazety Wyborczej” wynika, że w 2008 roku abp Sławoj Leszek Głódź wyznaczył ks. Sawicza do opieki nad abp Tadeuszem Gocłowskim, który był jednym z fundatorów Instytutu im. Lecha Kaczyńskiego i do momentu swojej śmierci w 2016 roku zasiadał w jego radzie. W swoim testamencie abp Gocłowski zapisał wszystko diecezji gdańskiej. Wykonawcą jego testamentu został właśnie ks. Sawicz. Rozmówcy GW twierdzą, że arcybiskup nie miał żadnego dużego majątku, jednak był w posiadaniu wielu ważnych dokumentów, listów oraz wspomnień i dokumentacji dotyczącej nieruchomości kościelnych.
Na chwilę obecną nie wiadomo gdzie przebywa Rafał Sawicz. Gdańscy duchowni twierdzą, że porzucił on stan kapłański i nie mają z nim żadnego kontaktu. Rzecznik archidiecezji gdańskiej ks. Starkowicz powiedział, że od 2016 roku losy Sawicza są nieznane. Formalnie jest on tzw. duchownym zaginionym, który oficjalnie nie odszedł ze stanu kapłańskiego. Jak podaje „Gazeta Wyborcza”, w maju 2017 roku Sawicz został członkiem rady Instytutu Lecha Kaczyńskiego.
Co zeznał Gerald Birgfellner?
11 lutego 2019 roku austriacki deweloper, który pojawia się na nagraniach rozmów dotyczących budowy w Warszawie dwóch wieżowców przez spółkę Srebrna, zeznawał w prokuraturze. Gerald Birgfellner zeznał pod groźbą odpowiedzialności karnej za fałszywe zeznania, że w lutym 2018 roku kancelaria Baker McKenzie, która zajmowała się obsługą inwestycji, przekazała, że potrzebuje uchwały spółki Srebrna oraz właściciela spółki Srebrna, czyli fundacji im. Lecha Kaczyńskiego. Jak podaje „Gazeta Wyborcza” o przygotowaniu przez prawników treści uchwał, miał je podpisać prezes PiS w imieniu Instytutu Lecha Kaczyńskiego.
„Jarosław Kaczyński powiedział mi, że musi mieć jeszcze podpis księdza, który jest członkiem rady tej fundacji, ale powiedział, że zanim ten ksiądz podpisze, to trzeba mu zapłacić. Chodzi o pana Rafała Sawicza. Zapytałem Jarosława Kaczyńskiego, ile musimy mu zapłacić, a on odpowiedział, że prawdopodobnie 100 tys. zł. Powiedziałem, że nie mam takich pieniędzy i muszę je wyłożyć z własnej kieszeni, i mogę zebrać 50 tys., a resztę zapłacimy mu, jak dostaniemy kredyt [z Banku Pekao SA na przygotowanie inwestycji], a ja otrzymam swoje honorarium. Ktoś z Nowogrodzkiej do mnie zadzwonił, nie wiem kto, że powinienem podjąć te 50 tys. z banku z mojego prywatnego konta i zawieźć je na Nowogrodzką” – miał, jak podaje „Gazeta Wyborcza”, zeznać Birgfellner w prokuraturze. Do zeznania dołączony jest wydruk z konta Austriaka w Banku Pekao SA z adnotacją o pobraniu gotówki 7 lutego 2018 r. Według nieoficjalnych informacji „Wyborczej”, Birgfellner dodał, że świadkiem opisanych przez niego wydarzeń była jego żona, powiązana rodzinnie z Kaczyńskim.
Birgfellner twierdził, że z„robił tak, jak mu polecono i zaniósł kopertę z pieniędzmi na Nowogrodzką”. „Przypominam sobie, że Jarosław Kaczyński tę kopertę miał w ręku. Więc mieliśmy już podpisane uchwały, czyli była zgoda” – podkreślił. Pełnomocnicy Birgfellnera Roman Giertych i Jack Dubois nie chcą komentować tych zeznań z powodu tajemnicy śledztwa. Do sprawy nie odniosła się na razie ani prokuratura ani prezes PiS.
Czytaj też:
„GW” ujawnia zeznania Geralda Birgfellnera. O co chodzi z kopertą Kaczyńskiego?