„W dniu dzisiejszym Rada Wydziału Nauk Historycznych i Społecznych UKSW po długiej dyskusji zatwierdziła w tajnym głosowaniu habilitacje doktora Marka Migalskiego” – napisał 18 lutego w mediach społecznościowych prof. Antoni Dudek. Za takim rozstrzygnięciem sprawy głosowało 36 członków Rady, przeciwko była jedna osoba, 3 wstrzymały się od głosu. „W ten sposób po 10 latach habilitacyjna odyseja dra Migalskiego, która niestety wystawia fatalne świadectwo polskiemu środowisku akademickiemu znalazła swój finał” – dodał profesor we wpisie na Facebooku.
„Dzisiaj czuję się tak, jakbym odzyskał samochód, który mi ukradziono 10 lat temu"
W rozmowie z Onetem Marek Migalski odpowiedział na pytanie, dlaczego droga do zdobycia tytułu doktora habilitowanego trwała dekadę. Były europoseł stwierdził, że uniwersytety nie przyjmowały jego wniosków albo odrzucały je w tajnych głosowaniach po wcześniejszym wydaniu pozytywnych recenzji. – W ciągu 10 lat były to Uniwersytet Wrocławski, Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Śląski, Uniwersytet Marii Curie-Skłodowskiej i Instytut Nauk Politycznych PAN – wymieniał politolog w rozmowie z Onetem. Podobne zdarzenie miało miejsce w ubiegłym roku. Wówczas po raz trzeci politolog nie uzyskał habilitacji. Zadecydowała o tym Rada Wydziału Uniwersytetu Śląskiego.
Polityk odwołał się do Centralnej Komisji ds. Stopni i Tytułów, która uznała, że „decyzja Rady była wadliwa”. Sprawa została przekierowana do Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, gdzie podjęto decyzję o przyznaniu politologowi tytułu. – Dzisiaj czuję się tak, jakbym odzyskał samochód, który mi ukradziono 10 lat temu. To miłe, sympatyczne, ale wolałbym już jeździć tym samochodem przez 10 lat – oznajmił Marek Migalski w rozmowie z Onetem. Dodawał, że jego dorobek naukowy „był bardziej niż wystarczający” do uzyskania habilitacji, biorąc pod uwagę liczbę wydanych publikacji naukowych.
Czytaj też:
Uczelnia ojca Rydzyka będzie szkoliła sędziów. Dostanie na to niemal 4 mln zł od ministerstwa