Funkcjonariusze podczas swoich działań mają obowiązek włączyć kamery, które przypięte są do ich mundurów. Wiemy od rzeczniczki policji w Łodzi mł. insp. Joanny Kąckiej, że do pokrzywdzonej wysłana została para mundurowych – kobieta i mężczyzna. Z ustaleń TVN24 wynika, że nie udało się jednak zdobyć żadnego filmu z interwencji. Kącka tłumaczy, że obydwie kamery były rozładowane.
– Patrol pracował od godziny 19 w niedzielę. Do zdarzenia doszło około 5:30 w poniedziałek. Niestety, w obu urządzeniach zabrakło zasilania. Pech jest taki, że to była jedenasta godzina służby – przekazała w rozmowie z portalem. Dodała ponadto, że „pod koniec dyżuru te urządzenia często ulegają wyłączeniu”.
Przypomnijmy, miesiąc temu w Łodzi odbyła się konferencja, podczas której st. asp. Marzanna Boratyńska z drogówki mówiła, że kamery pozwalają na 10 godzin ciągłego nagrywania. Zaznaczmy przy tym, że nagrywane miały być same interwencję. Ponadto każdy policjant miał ładowarkę i mógł naładować kamerę nawet w radiowozie.
Relacja studentki
W poniedziałek około godziny 5:30 nad ranem Aleksandra Szulejko, która mieszka w Łodzi, wracała ze szkolnej transmisji Oscarów do akademika. Została pobita przez nieznanego sprawcę, który miał jej grozić śmiercią. Kobieta zamieściła na Facebooku opis zdarzenia, który zebrał tysiące reakcji i kilka tysięcy udostępnień. „Zaczynam krzyczeć i wtedy mężczyzna zaczyna do szarpania i ściskania dodaje okłady pięścią w twarz i głowę i informuje mnie, że mam mu cytuje „oj***bać galę”. W życiu nie spotkało mnie coś równie obrzydliwego, coś na tyle przerażającego, że dosłownie się zsikałam pod siebie. Potem pamiętam już tylko okładanie mojej głowy, krzyki »nie krzycz bo Cię zajebię« i moje histerycznie wrzeszczenie wniebogłosy o pomoc. Na koniec sprowadzenie do pozycji klęczącej i kilka kopniaków w głowę i w bok ciała. Potem pojawili się ludzie i oprawca spokojnie oddalił się w stronę ulicy Kilińskiego” – napisała na Facebooku.
Z jej relacji wynikało, że sama wezwała na miejsce policję, która zjawiła się dopiero po 25 minutach od jej telefonu. Funkcjonariusze mieli nawet nie wysiąść do niej z samochodu, a zaprosić ją do środka, po czym robić kilka kółek radiowozem wokół miejsca zdarzenia, mając na celu złapanie oprawcy. W tym czasie Szulejko miała dzwonić do dyspozytorki, która w końcu wysłała do niej karetkę. Gdzie? Na miejsce, w którym doszło do pobicia. Kobieta pisała, że nie została pouczona przez policjantów o tym, co ma robić dalej w związku ze sprawą.
Po wyjściu ze szpitala, Aleksandra Szulejko zgłosiła się na policję, gdzie dowiedziała się, że sporządzona została notatka, iż została ona pouczona przez funkcjonariuszy. „Policjanci mówią mi, że nie ma śladów biologicznych więc jedyne co mi dolega to uszczerbek na zdrowiu poniżej 7 dni co jest wykroczeniem. To co usłyszałam »Jak mi nie ojebiesz gały to Cię zabije«, »zamknij się bo Cię zabije« i okładanie mnie po głowie nie jest wystarczające. Coraz to nowym policjantom muszę opowiadać ze szczegółami jak i gdzie mnie dotknął, złapał, szarpnął, uderzył ze wszelkimi szczegółami. W efekcie przesłuchuje mnie prokurator. Sprawca będzie ścigany. Tylko dlatego, że powiedziałam sobie, że nie odpuszczę, ze ten człowiek pewnie mieszka obok nas i nie zrobił tego pierwszy raz i że nie narażę na to piekło innych kobiet” – napisała.
Zatrzymanie podejrzanego i wersja policji
O godzinie 16:00 26 lutego policjanci z Komendy Miejskiej Policji w Łodzi zatrzymali 29-latka jako osobę podejrzewaną o napaść na tle seksualnym. Podano, że zdarzenie, z którym ma związek zatrzymanie, miało miejsce 25 lutego po godzinie 5:00 nad ranem na ulicy Wigury w Łodzi. Jeszcze przed zatrzymaniem podejrzanego w sprawie skontaktowaliśmy się z rzeczniczką KWP w Łodzi Joanną Kącką, która przekazała wersję różniącą się znacznie od opisu pokrzywdzonej.
Czytaj też:
Studentka z Łodzi ofiarą napaści na tle seksualnym. Policja zatrzymała podejrzanegoCzytaj też:
Studentka z Łodzi brutalnie pobita? Historia obiegła internet, policja przedstawia zupełnie inną wersję