– Gdybym wiedziała, z czym będę się mierzyć, to chyba zwątpiłabym na samym początku – przyznała Michalkiewicz, autorka książki „Villas”. Jak podkreśliła, musiała stanąć oko w oko z ogromnym mitem, jaki wytworzyła wokół siebie piosenkarka. – Prawda była o wiele ciekawsza od mitu – wskazała reporterka.
Jako przykład kłamstwa przywołała anegdoty o słynnych włosach piosenkarki. – Twierdziła, że myje je w nafcie. To absolutna nieprawda. Rozmawialiśmy z rodziną fryzjera, który przyjeżdżał do Wioletty z Radomia. Nikt inny nie mógł dotknąć jej włosów. On miała po prostu tresę dopinaną, także pukle. Kolor musiał być podobny do prawdziwych – wskazała. Wiele mitów odnośnie Villas dotyczyło jej powrotu z Las Vegas. Artystka twierdziła, że chodzi o chorobę mamy, tymczasem prawdziwym powodem była miłość.
Krzysztof Szewczyk podkreślił, że Violetta Villas była osobą samotną, co szczególnie dało się we znaki w ostatnich latach życia, a do tego miała trudny charakter. – Była osobą bardzo labilną. Ona mówiła coś, za chwilę coś zupełnie innego – wskazał dziennikarz. – Myślę, że ona chciała umrzeć. Dlatego napisaliśmy dwa ostatnie rozdziały (w uzupełnionej wersji książki „Villas” - red). Nie poddawała się nikomu nie tylko jako artystka, ale jako człowiek.Nie chciała się leczyć, odmawiała wszelkich form pomocy – powiedziała Michalewicz.
Czytaj też:
Rusza proces ws. śmierci Violetty Villas. Świadek ujawnia szokujące szczegóły autopsji