Grupa około 200 rolników zablokowała jedno z najważniejszych skrzyżowań w stolicy – przy placu Zawiszy. W godzinach porannego szczytu protestujący rozłożyli na jezni jabłka i świńskie tusze. Podpalili także siano oraz opony. – Robiliśmy to świadomie w jednym miejscu.Kiedy zaczynaliśy strajki lokalnie mówiliśmy, że jak polskie produkty nie będą się sprzedawać, to przywieziemy je do Warszawy. I tak będzie jeszcze nie raz. Jeśli rząd nie będzie pracował na rzecz polskich rolników, wówczas Warszawa zostanie przecięta na pół – tłumaczył lider Agrounii.
– Warszawiacy zostali odcięci od drogi, to symboliczne pokazanie rolników odciętych od rynków sprzedaży w Polsce. To przedsmak, tego co może wydarzyć się w najbliższych dniach. Pokazaliśmy, że państwo nie jest przygotowane do rządzenia. Jeśli ktoś nie potrafi bronić ulicy, to jak może obronić Polskę przed napływem wątpliwej jakości produktów z innych krajów? – mówił Michał Kołodziejaczak. Rolnicy po apelu policji postanowili opuścić plac Zawiszy w Warszawie.
Co na to minister rolnictwa?
– Ich prawem jest protestować, natomiast marnowanie żywności raczej nie buduje sympatii do rolników. Te jabłka to dzieciom trzeba dać w przedszkolach, a nie wysypywać na placu i kierowcom przeszkadzać – powiedział w programie „Money. To się liczy” minister rolnictwa Jan Krzysztof Ardanowski.
Postulaty protestujących
Rolnicy domagają się m.in. zagwarantowania 50 proc. polskich towarów w supermarketach i oznakowania wszystkich towarów flagami kraju pochodzenia. Chcą też skutecznej walki z ASF i nałożenia na Rosję embarga na sprzedaż do Polski węgla kamiennego – do czasu zniesienia przez Rosję ograniczeń w eksporcie polskich owoców i warzyw. Wśród postulatów jest także Audyt rolniczych związków zawodowych i funduszy promocji żywności oraz reforma tych instytucji, a także
Protest relacjonuje na żywo na Facebooku Unia Warzywno-Ziemniaczana.
Czytaj też:
Strajk okupacyjny w małopolskim kuratorium oświaty. Czego domagają się nauczyciele?