Rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie Janusz Hnatko przekazał, że dwaj podejrzani w sprawie zabójstwa byłego premiera Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji w 1992 roku - Robert S. oraz Marcin B. - mieli działać w porozumieniu z inną osobą, z którą dopuścili się kolejnych rozbojów w tym jednego na terenie Anina, który miał miejsce w styczniu 1994 roku, oraz drugiego w miejscowości Przysucha w sierpniu 1994 roku. Z informacji śledczych wynika, że zebrany materiał dowodowy pozwolił na uzupełnienie zarzutów postawionych Robertowi S. głównemu podejrzanemu o zabójstwo małżeństwa Jaroszewiczów - o kolejne przestępstwa. Chodzi m.in. o zabójstwo małżeństwa na początku 1991 roku w Trójmieście oraz usiłowanie zabójstwa mężczyzny w 1993 roku w Izabelinie. Jednocześnie śledztwo w sprawie zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów zostało przedłużone do 30 czerwca 2019 roku. Do tego czasu wszyscy podejrzani pozostaną w areszcie tymczasowym.
Zarzuty dla podejrzanych
W marcu 2018 roku Prokuratura Okręgowa w Krakowie postawiła trzem mężczyznom zarzuty zabójstwa byłego premiera PRL Piotra Jaroszewicza i jego żony Alicji. Podejrzani to członkowie tzw. gangu karateków, który w latach 1993-95 dokonał kilkudziesięciu wyjątkowo brutalnych napadów rabunkowych w całej Polsce. Wiarygodność ich wyjaśnień potwierdziły przeprowadzone z udziałem jednego z podejrzanych czynności na miejscu zbrodni. W toku śledztwa w sprawie zabójstwa małżeństwa Jaroszewiczów analizowano inne postępowania prowadzone przez prokuraturę, w których sposób działania sprawców był podobny, jak w przypadku zabójstwa byłego premiera PRL i jego żony sprzed 26 lat. Ostatecznie ustalono, że napadu rabunkowego na dom małżeństwa Jaroszewiczów w Aninie mogli dokonać: Dariusz S., Marcin B. oraz Robert S.
Niewyjaśniona zbrodnia
Zabójstwo Piotra Jaroszewicza i jego żony pozostaje jedną z najbardziej tajemniczych zbrodni lat 90. Do morderstwa doszło w nocy z z 31 sierpnia na 1 września 1992 roku w warszawskim Aninie. Pytań w sprawie brutalnej zbrodni jest wiele: nie wiadomo, kim byli sprawcy, jaki był ich motyw działania, ani jak dostali się do willi.
Mordercy spędzili w niej wiele godzin, w trakcie których brutalnie torturowali byłego premiera. Nad ranem ciupagą zacisnęli pasek na jego szyi, co spowodowało zgon Jaroszewicza. Alicja Solska została związana i położona w łazience, gdzie przebywała przez cały czas, gdy sprawcy pastwili się nad jej mężem. Nad ranem 1 września zabito ją strzałem w tył głowy ze sztucera. Ciała ofiar odkrył około godziny 23 ich syn.
Początkowo śledczy brali pod uwagę motyw rabunkowy zbrodni, choć nie miało to pokrycia w rzeczywistości – z willi nie zginęły cenne przedmioty, jak np, biżuteria. Policja szybko zatrzymała podejrzanych – czterech recydywistów. W październiku 1998 r., po dwóch latach poszlakowego procesu, ówczesny Sąd Wojewódzki w Warszawie uniewinnił ich z braku dowodów winy. O taki wyrok wnosił wtedy sam prokurator. Już na początku śledztwa popełniono wiele uchybień – nie zabezpieczono śladów w miejscu zdarzenia, nie zbadano zamka do drzwi wejściowych, a także zabrudzeń, które znajdowały się przy wejściu.
Hitlerowskie archiwum
W 2007 roku, po doniesieniach medialnych, Biuro Wywiadu Kryminalnego Komendy Głównej Policji postawiło tezę, że zabójstwo Jaroszewiczów miało związek z archiwum hitlerowskim, którego część Jaroszewicz zatrzymał w Radomierzycach w 1945 jako pułkownik LWP, gdzie dotarł wraz z Tadeuszem Steciem i generałem Jerzym Fonkowiczem. Dokumenty trafiły następnie do prywatnego archiwum Jaroszewicza. Według nieoficjalnych ustaleń, zawierały informacje kompromitujące polityków z różnych krajów. Sprawę opisywał m.in. tygodnik „Wprost”.
Czytaj też:
Zabójcze archiwum
Nowe dowody i śledztwo
Prokuratura Okręgowa Warszawa-Praga w czerwcu 2017 roku wszczęła nowe śledztwo w związku z pojawieniem się uznawanych za zaginione dowodów. Dziennikarz Tomasz Sekielski poinformował wówczas o znalezieniu folii daktyloskopijnych z niezidentyfikowanymi w latach 90. odciskami palców z miejsca zbrodni. Dokonane przez niego odkrycie skłoniło śledczych do powrotu do tajemniczej sprawy z 1992 roku. Zaginięcie kluczowego dowodu odnotowano pod koniec 2005 roku, kiedy to analitycy z policyjnego Archiwum X zauważyli, że w aktach brakuje trzech folii ze śladami niezidentyfikowanych odcisków palców.
Odciski pochodziły z przedmiotów znajdujących się na miejscu zabójstwa – były na ciupadze oraz okularach Jaroszewicza oraz na drzwiach szafy znajdującej się w jego gabinecie. Wcześniej ustalono, że nie należały one do Jaroszewiczów, ich rodzin, znajomych ani policjantów. Po przeprowadzeniu poszukiwań, udało się odnaleźć tylko jedną folię, zawierającą odciski palców zdjęte z ciupagi. Mimo zastosowania systemu automatycznej identyfikacji palców (AFIS), nie udało się wówczas zidentyfikować osoby, która je zostawiła.