I to właśnie ta ostatnia funkcja jest największym problemem do objęcia nowego stanowiska. Oznaczałaby bowiem konieczność rozpisania przedterminowych wyborów do Senatu w okręgu suwalsko-łomżyńskim. A przypomnijmy, że już raz takie wybory w tym okręgu się odbyły. Właśnie po to, by Anna Maria Anders mogła w nich wziąć udział. Rezygnację ze swojego mandatu ogłosił Bohdan Paszkowski, który objął urząd wojewody podlaskiego. W wyborach uzupełniających, córka generała Andersa otrzymała 47,26% głosów.
Ówczesnej kandydatce na senatora zarzucano jednak, że nie ma nic wspólnego z regionem, z którego startuje i że "została przywieziona w teczce". Do dziś zarzuca się jej, że w Suwałkach lub Łomży praktycznie jej nie ma. Teraz Prawo i Sprawiedliwość chce, by córka generała została ambasadorem w Rzymie. Od października bowiem jest na tym stanowisku wakat, a strona polska przez ponad pół roku nie zdecydowała się na obsadzenie tak istotnej w dyplomacji funkcji. Po tym, gdy na początku października ubiegłego roku ambasador Konrad Głębocki opuścił placówkę, na której przebywał... 3 tygodnie.
Teraz ma się to zmienić, bo Anna Maria Anders dostała zielone światło od kierownictwa partii. Jednak nie wiadomo, jak na tę nominację zareaguje Pałac Prezydencki. Nieoficjalnie mówi się, że prezydent widziałby na tym stanowisku Marcina Przydacza związanego m.in. z Klubem Jagiellońskim i byłego prezesa think tanku Fundacji Dyplomacja i Polityka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.