Bulwersująca historia została opisana przez Annę Siwecką – szwagierkę 39-letniego Krzysztofa. Z relacji kobiety wynika, że mężczyzna w poniedziałek trafił na izbę przyjęć szpitala przy ul. Zegadłowicza w Sosnowcu. Pojawił się tam około godz. 10:30 z polecenia lekarza rodzinnego, który na skierowaniu zaznaczył, że przyczyną opuchnięcia nogi są naczynia krwionośne. „Wszystko wskazywało na zator, stan zagrażający życiu. Mimo to dostał (szwagier kobiety – przyp. red) kolor zielony z oczekiwaniem powyżej 4 godzin. Z nogi cały czas sączył się płyn z krwią. To co widać na zdjęciu powstało w ciągu zaledwie 15 minut. Takich śladów płynu pozostawił po sobie mnóstwo na całej izbie, w windzie, toalecie... Nikogo to nie zainteresowało” – napisała pani Anna.
Zajmowała się nim tylko sprzątaczka
Lekarze zainteresowali się 39-latkiem dopiero około godz. 12, kiedy mężczyzna został poddany badaniu drożności żył. Później znowu musiał czekać na izbie przyjęć. Stopniowo tracił głos, bełkotał, a po próbie podniesienia się z wózka, tracił równowagę. „Był roztrzęsiony. Rano rozmawiał i zachowywał się normalnie. Kiedy mąż mówił o tych objawach napotkanym na izbie lekarzom został zignorowany. Nawet nie zmierzono poziomu glukozy zwykłym glukometrem. Krzysztof był zdrowy. Pomagał innym, przez lata honorowo oddawał krew, był zawsze przy tym badany” – czytamy w poście Siweckiej.
Mąż pani Anny poprosił lekarzy o wykonanie podstawowego badania krwi, jednak ci nie spełnili jego prośby. Kobieta przekonuje, że w tym samym czasie na izbie przyjęć było jedynie kilka osób, a lekarze pojawiali się często. „Pomimo próśb żaden z nich nie zajął się profesjonalnie męczącym się szwagrem. Tylko zdawkowe pytania, boli? jak się pan czuje? Jedyną osobą która zajmowała się Krzysztofem była pani sprzątająca która co 15 minut wymieniała ręczniki spod nogi. Jak powiedziała następnego dnia jedna z pielęgniarek, jak pracuje już ponad 20 lat, takiej nogi jeszcze nie widziała” – relacjonowała Siwecka.
„Zmarł na izbie przyjęć”
Po godz. 17 mężczyźnie zmierzono ciśnienie. „66/46 to stan zapaści. Obecna już wtedy mama Krzyśka prosiła pielęgniarki o pomoc. Krzysztof powoli tracił życie. O 19.20 do szwagra została skierowana pani psychiatra bądź psycholog (sic!) stwierdziła że potrzebna jest natychmiastowa pomoc lekarska. W tym czasie Krzysiu zwymiotował i stracił przytomność. Był kilkakrotnie reanimowany. Po 21 została wezwana karetka by przewieźć go do Chorzowa. Nie zdążył tam pojechać. Zmarł na izbie przyjęć około 22.00” – czytamy w opisie historii.
Stacja Polsat News przekazała, że sprawą zajmuje się już Prokuratura Rejonowa Sosnowiec-Południe. – Prowadzone jest postępowanie dotyczące narażenia na zagrożenie życia i nieumyślne spowodowanie śmierci – przekazał zastępca prokuratora rejonowego, prok. Marcin Stolpa. Przeprowadzona zostanie sekcja zwłok.
Oświadczenie szpitala
Komunikat w sprawie opisywanej w mediach społecznościowych sytuacji wydał prezes zarządu sosnowieckiego szpitala, Dariusz Skłodowski. „W imieniu Sosnowieckiego Szpitala Miejskiego składam Rodzinie wyrazy szczerego współczucia i żalu z powodu zaistniałej tragedii. Przepraszam za to, iż nie spełniliśmy Państwa oczekiwań i nie uratowaliśmy życia naszemu pacjentowi. Jest mi niezmiernie przykro z tego powodu i jeszcze raz bardzo przepraszam” – napisał Skłodowski. „Obiecuję, że zrobimy wszystko by wyjaśnić w sposób jednoznaczny przyczyny śmierci. Dowodem naszej dobrej woli niech będzie fakt, iż to my zgłosiliśmy prokuraturze konieczność wykonania prokuratorskiej sekcji zwłok. Ze względu na prowadzone śledztwo i nasze wewnętrzne postępowanie wyjaśniające nie mogę w chwili obecnej komentować tego tragicznego zdarzenia” – dodał.