Do zdarzenia doszło we wtorek 22 stycznia. Wówczas to Tomasz S. nie dość, że jechał warszawską ulicą Focha pod prąd, to jeszcze potrącił interweniującego policjanta. Później miał próbować wjechać na teren Pałacu Prezydenckiego, ale jego auto zatrzymało się na kolczatce. „Fakt” przypomina, że już wtedy służby mówiły o próbie sforsowania bramy Pałacu. – Kierowca samochodu osobowego próbował sforsować zaporę i wtargnąć na teren Pałacu Prezydenckiego – komentował wówczas rzecznik SOP ppłk Bogdan Piórkowski. – Żadnej wersji, włącznie z próbą zamachu, wykluczyć nie możemy – twierdził wysoki rangą oficer policji.
Co widać na nagraniu?
„Fakt” dotarł do nagrania z kamery, na którym widać wjazd na teren Pałacu od strony Krakowskiego Przedmieścia. Z materiału wynika, że samochód kierowany przez 36-latka wjechał w uliczkę, która kończy się bramą do siedziby prezydenta. Tam powinien wisieć łańcuch, który w dniu incydentu był jednak opuszczony, więc Tomasz S. nawet nie miał czego „forsować”.
Po kilku minutach kierowca auta na polecenie SOP zaczął cofać, a w międzyczasie drugi strażnik zabrał się do zakładania ciężkiego łańcucha. Wtedy tylna szyba samochodu uległa uszkodzeniu. Chwilę później na chodniku zatrzymał się bus przewożący turystów, a kierowca nie robił sobie nic z wezwania funkcjonariusza SOP, który pokazywał, że w tym miejscu nie można się zatrzymywać. „Fakt” przy okazji omówienia materiału z nagrania przypomniał zapewnienia policji „o błyskawicznej reakcji”. Okazało się jednak, że pierwszy z dwóch radiowozów przyjechał dopiero 10 minut po tym, jak 36-latek minął bramę wjazdową.
Prezydenta nie było w pałacu
W momencie zdarzenia prezydenta Andrzeja Dudy nie było w Pałacu Prezydenckim. W tamtym czasie udał się się do Szwajcarii na Światowe Forum Gospodarcze w Davos. – Chcę podkreślić, że Pałac jest bezpieczny, dobrze strzeżony; funkcjonariusze SOP dobrze wykonują swoją pracę – zapewniał prezydent, komentując całą sytuację.
Rzecznik Komendy Stołecznej Policji asp. sztab. Mariusz Mrozek przekazał mediom, że policjant potrącony na ulicy Focha w Warszawie we wtorek 22 stycznia wrócił już do domu, jego zdrowiu nie zagrażało nic poważnego, był jedynie mocno poobijany.
Tymczasem jak podaje „Gazeta Wyborcza”, z relacji świadków wynika, że mężczyzna miał powiedzieć, że nazywa się Andrzej Duda a Pałac Prezydencki to jego dom. Z ustaleń dziennikarzy wynika, że 36-latek trafił do jednego z warszawskich szpitali psychiatrycznych. Funkcjonariusze z Komendy Stołecznej Policji przekazali, że tuż po zatrzymaniu mężczyzna nie był w stanie odpowiedzieć w sposób logiczny na żadne z zadawanych pytań.
Czytaj też:
Nowe informacje ws. Stefana W. Sąd zgodził się na obserwację psychiatryczną