Przypomnijmy, Michał Lisiecki od ponad tygodnia przebywa w areszcie. Sąd zdecydował, że będzie mógł go opuścić po wpłaceniu 500 tys. zł kaucji. Rodzina wydawcy „Wprost” wpłaciła pieniądze, ale prokurator tego samego dnia odwołał się od decyzji sądu.
„Areszt przestał mieć rację bytu”
Obrońca Michała Lisieckiego Agnieszka Dębowska podkreśliła, że później prokurator był dla prawników nieuchwytny. Jeszcze w poniedziałek o godz. 9 rodzina prezesa PMPG przyjechała do prokuratury. Tam żona Michała Lisieckiego podpisała protokół i pojechała po męża do aresztu. – Około godz. 10:15 otrzymaliśmy informację telefoniczną, że sąd wstrzymał wykonanie postanowienia z piątku – zaznaczyła Dębowska w rozmowie z Polsatem.
Prokuratura utrzymuje, że sąd podjął decyzję, zanim rodzina wpłaciła kaucję. Co na to sąd? – Sąd wydając decyzję nie dysponował informacją, że zostało wpłacone poręczenie majątkowe. Gdyby była taka informacja, to oczywiście byłby wydany nakaz zwolnienia – twierdzi Marek Poteralski, rzecznik Sądu Okręgowego we Wrocławiu.
Prawnicy zwracają jednak uwagę na to, że prokurator mógł świadomie nie zawiadomić sądu o tym, ze poręczenie majątkowe już wpłynęło. – Prokurator powinien poinformować sąd o przyjęciu takiego poręczenia – zaznaczył adwokat Andrzej Dmowski. Prof. Piotr Kruszyński przekonywał z kolei, że zanim prokurator wydał poręczenie, powinien sprawdzić, czy sąd rozpatrzył już jego wniosek. – Prokurator tego nie zrobił. Jaki stąd wniosek? Taki, że po prostu areszt przestał mieć rację bytu – dodał.
Czytaj też:
RPO Adam Bodnar o sprawie Michała Lisieckiego: To bardzo niepokojąca tendencja