Schetyna o strajku nauczycieli: Jeżeli rządzący nie radzą sobie z tym kryzysem, to niech odejdą

Schetyna o strajku nauczycieli: Jeżeli rządzący nie radzą sobie z tym kryzysem, to niech odejdą

Grzegorz Schetyna na konferencji prasowej
Grzegorz Schetyna na konferencji prasowej Źródło: X / Platforma Obywatelska
– To jest sytuacja dramatyczna. Od 30 lat nie mieliśmy takiej sytuacji powszechnego, generalnego strajku w polskich szkołach, w instytucjach edukacji, oświaty. To jest bardzo poważny problem, z którym rząd nie radził sobie przez ostatnie lata – powiedział Grzegorz Schetyna komentując strajk nauczycieli.

– To jest sytuacja dramatyczna. Od 30 lat nie mieliśmy takiej sytuacji powszechnego, generalnego strajku w polskich szkołach, w instytucjach edukacji, oświaty. To jest bardzo poważny problem, z którym rząd nie radził sobie przez ostatnie lata, ale także czas ostatnich godzin i dni, gdy pozorowano negocjacje, nie próbując znaleźć dobrego finału – stwierdził podczas konferencji prasowej Grzegorz Schetyna.

twitter

W ocenie lidera PO „premier w obliczu strajku nauczycieli schował się do mysiej dziury i go nie ma”. – Zostawiam tę nieudolną trójkę, która próbowała negocjować, zostawiam premiera, który schował się do mysiej dziury i go nie ma. Chcę zwrócić się do Jarosława Kaczyńskiego, żeby wypowiedział się w tej sprawie, żeby powiedział, jakie są następne kroki, jakie będą decyzje rządu, którym kieruje i większości parlamentarnej. Nie może być tak, że po doprowadzeniu do katastrofy w polskiej szkole, partia rządząca nie zabiera głosu, nie podejmuje decyzji – zaapelował polityk. – Jeżeli rządzący nie radzą sobie z tym kryzysem, to po prostu niech powiedzą to wprost i niech odejdą. My poradzimy sobie z sytuacją w szkole – dodał Schetyna.

– Jesteśmy z nauczycielami, wspieramy ich w tym strajku, bo ich żądania są słuszne. Mamy nadzieję, że w rządzie nastąpi refleksja i problem uda się rozwiązać – zapewnił.

Czego domagają się nauczyciele?

Ponieważ podczas rozmów ostatniej szansy w niedzielę 7 kwietnia nie udało się osiągnąć porozumienia, w poniedziałek 8 kwietnia rozpoczął się strajk nauczycieli. Początkowo przedstawiciele nauczycieli domagali się podwyżki w wysokości 1000 zł dla pracowników pedagogicznych. Chcieli także zwiększenia nakładów na oświatę z budżetu, zmiany oceny pracy nauczycieli i zmiany ścieżki awansu. Dodatkowo domagały się dymisji minister edukacji Anny Zalewskiej. W trakcie negocjacji ZNP i FZZ zmodyfikowały oczekiwania. Teraz postulują o 30 proc. podwyżki rozłożonej na dwie tury – 15 proc. od 1 stycznia i 15 proc. od 1 września bieżącego roku.

Na co zgodziła się w niedzielę „Solidarność”?

Krajowa Sekcja Oświaty i Wychowania NSZZ „Solidarność” poinformowała, że rząd zgodził się na 15 proc. podwyżkę wynagrodzeń nauczycieli w tym roku, zmianę systemu wynagradzania, który ma obowiązywać już w 2020 r. (według propozycji „Solidarności” pensje nauczycieli mają być powiązane z przeciętnym wynagrodzeniem w gospodarce narodowej), powrót do przepisów dotyczących oceny pracy sprzed września 2018 r., skrócenie ścieżki awansu zawodowego, określenie minimalnej wysokości dodatku za wychowawstwo, który ma wynosić 300 zł oraz przyznanie tzw. godzin do dyspozycji dyrektora, aby w praktyce wyeliminować godziny „karciane”. – Stanowczo dementujemy pogłoski, które publikowane są na portalach społecznościowych, że KSOiW NSZZ „Solidarność” zgodziła się na zwiększenie nauczycielom pensum oraz zabranie dodatków. Nie było i nie będzie naszej zgody na takie propozycje rządu – mówi Ryszard Proksa, przewodniczący KSOiW NSZZ „Solidarność”.

Czytaj też:
Strajk nauczycieli. Jak wygląda sytuacja w polskich miastach?