Do tych wydarzeń doszło w środę 10 kwietnia. Po godz. 8 z mostu Siekierkowskiego do Wisły rzucił się mężczyzna. W pobliżu znajdował się mieszany patrol rzeczny straży miejskiej i policji. Jak podaje polsatnews.pl, niedoszły samobójca został wyłowiony z wody 500-600 metrów od mostu. – Mężczyzna płynął środkiem nurtu. Nie miał już siły, całkowicie poddawał się wodzie – powiedział w rozmowie ze stacją młodszy inspektor Artur Rembelski z warszawskiej Straży Miejskiej, który ratował skoczka.
Sprawna akcja ratowników
Rembelski przekazał, że po wciągnięciu na pokład łodzi mężczyzna nie ruszał się i był całkowicie wychłodzony, ale przytomny. – Podjęliśmy czynności ratunkowe, a po ocuceniu odstawiliśmy na prawy brzeg rzeki, gdzie oczekiwało już pogotowie i straż pożarna. Miał dużo szczęścia, że przeżył upadek do wody – dodał. Uratowany przez patrol mężczyzna ma około 40-50 lat. Nie chciał rozmawiać z ratownikami, nie wiadomo też jak się nazywa i jakiej jest narodowości. Został przewieziony do szpitala przy ulicy Szaserów.
Ten sam patrol rzeczny interweniował kilka godzin później. Po godz. 14 z mostu Poniatowskiego skoczył 55-letni mężczyzna. Łódź znajdowała się 200 metrów dalej, dzięki czemu akcja ratunkowa została przeprowadzona bardzo sprawnie. Strażnik biorący udział w akcji przekazał w rozmowie z polsatnews.pl, że ocalony mężczyzna był przytomny, ale lekko zszokowany. – Trzymał się za klatkę piersiową. Dobiliśmy do brzegu po praskiej stronie, gdzie czekali już ratownicy z pogotowia. Następnie umieściliśmy mężczyznę na desce ratowniczej i przenieśliśmy do karetki – dodał. Niedoszły samobójca nie chciał powiedzieć w rozmowie z ratownikami, dlaczego zdecydował się na skok do wody.
twitterCzytaj też:
Myśli samobójcze to temat tabu. Psychiatra: Pytać o nie trzeba, bo szybka reakcja i skierowanie do specjalisty może uratować komuś życie