Chociaż „Gazeta Wyborcza” opublikowała tekst na temat Marka Lisińskiego 3 czerwca, to zbieranie materiału do tej publikacji zaczęło się w 2018 roku. Wówczas nie udało się przeprowadzić wywiadu z prezesem fundacji Nie Lękajcie się, ponieważ nie chciał on pokazać uzasadnienia wyroku sądowego z procesu z księdzem Zdzisławem Witkowskim.
„Ciebie proszę, masz milczeć”
Lisiński twierdzi, że jako trzynastolatek był molestowany przez duchownego pracującego wówczas w jego rodzinnej parafii. Po trwającym trza lata procesie sąd uznał winę księdza. Prezes fundacji w liście do kurii prosi o 150 tys. zł, które miałyby pokryć koszty terapii, jaką przeszedł po ciężkich doświadczeniach z dzieciństwa. O pomoc poprosił syna organisty, u którego mieszkał ks. Witkowski. „Chyba nie pomyślą, że to próba szantażu z mojej strony. Niepotrzebnie wspomniałem o telefonie siostry, ale jak mi to udowodnią, powiem, że tak było i dam im zaświadczenie odbywania terapii. Oby tylko rodzina Żanety [żony] nie włączyła się w to, bo wszystko będzie stracone. Jest o co walczyć. Widzę, że ten pan w koloratce w Kurii jest tak wystraszony, że wszystko spełni, bym tylko nie poszedł do prasy. (...) Ciebie proszę, masz milczeć” – napisał w wiadomości.
Ciekawe są same okoliczności procesu kościelnego. „GW” ujawniła, że ks. Witkowski został przez płockiego biskupa Piotra Liberę uznany winnym molestowania, dostał dożywotni zakaz pracy z dziećmi, a dodatkowo przez trzy lata nie mógł sprawować posługi duszpasterskiej. Hierarcha w uzasadnieniu napisał, że nie zgłosił się żaden z ośmiu świadków powołanych przez ks. Witkowskiego. Problem w tym, że nikt ich nie wzywał, a bp Libera nie przeprowadził również konfrontacji powoda z pozwanym.
Luki w zeznaniach
Dziennikarki „GW” przyjrzały się również zeznaniom Lisińskiego obciążającym pozwanego duchownego. Prezes fundacji zeznał, że był przez niego molestowany od wiosny 1981 roku, a jego rodzinie zależało na wizytach trzynastolatka u księdza, ponieważ parafia rozdawała wówczas dary z Zachodu. Okazuje się jednak, że były one wprawdzie rozdzielane, ale dopiero po 13 grudnia tego samego roku. Osoby z otoczenia Lisińskiego mają wątpliwości co do winy kapłana. Syn organisty, który mieszkał w tym samym domu co duchowny, powiedział, że „nie przypomina sobie, by Lisiński często tam bywał”. – Nie widziałem też, żeby ktoś zostawał u księdza na noc – dodał. Bliski kolega prezesa fundacji stwierdził z kolei, że był w szoku, gdy ten zaczął publicznie mówić o byciu ofiarą księdza pedofila. – Gdyby coś robił Markowi, to chyba byłoby po nim coś widać? A Marek był zawsze taki hej do przodu – dodał.
Odmówił zwrotu pieniędzy?
O wypowiedź poproszono samego ks. Witkowskiego. Duchowny w rozmowie z dziennikiem przyznał, że znał Lisińskiego słabo. Wiele lat później przyszły prezes fundacji pojawił się u niego, prosząc o pieniądze na prawo jazdy. Później znowu odwiedził duchownego, prosząc o kolejną pożyczkę. Tym razem chciał pieniędzy na operację żony, która zachorowała na raka. Duchowny pożyczył mu ponad 20 tys. zł, a po kilku tygodniach wyszło na jaw, że żona nie była chora. Ks. Witkowski zaczął domagać się zwrotu pożyczki, ale Lisiński odmówił. W 2010 roku oskarżył duchownego o molestowanie.
Dziennikarki rozmawiały z mężczyznami, którzy twierdzą, że byli molestowani przez ks. Witkowskiego. On sam nie zaprzeczył, ze do tego doszło, ale jednocześnie zaprzeczył, by dopuszczał się tego w stosunku do Lisińskiego. „GW” dotarła również do uzasadnienia wyroku sądu, którego nie chciał im pokazać prezes fundacji. Okazuje się, że w maju 2018 roku Sąd Okręgowy w Płocku potwierdził winę duchownego i nakazał mu przeproszenie Lisińskiego. Chociaż wszyscy świadkowie bronili ks. Witkowskiego, sąd uwierzył Lisińskiemu, ponieważ czynów pedofilskich nie można udowodnić, gdyż są popełniane w ukryciu. Argumentowano, że po 30 latach pamięć świadków mogła zawodzić. Jako decydujący argument przesądzający u winie księdza uznano z kolei wyrok sądu biskupiego. Przypomnijmy, w tym przypadku nie powołano świadków, chociaż byli oni zgłoszeni przez ks. Witkowskiego.
Czytaj też:
Szef fundacji „Nie Lękajcie Się” rezygnuje. „GW”: Miał wyłudzać pieniądze od ofiary księdza pedofila