„Życie jest cudem, a jedyne czego możemy być w nim pewni to ciągła zmiana i śmierć” - napisała zrozpaczona właścicielka szopa. Z jej relacji wynika, że zwierzątko wymknęło się niepostrzeżenie z domu w sobotni wieczór 8 czerwca. „Edward przez swoją wrodzoną ciekawość świata powędrował eksplorować okolice, pech tak chciał, że odwiedził domek wynajmowany przez wczasowiczów, parę rodzin z dziećmi i psem. Przestraszył dzieci, a rodzice próbowali go przegonić, dzwonili po pomoc do różnych służb, gdzie zaczęła się spychologia kto powinien się zająć sprawą "dzikiego" zwierza. Nie było chętnych, więc sami go złapali i wsadzili do wkopanej w ziemie plastikowej beczki, z której by nie wyszedł i żyłby do teraz, gdyby nie decyzja o jej zakryciu dopasowanym do niej wiekiem, co odcięło mu tlen” - opisywała właścicielka szopa. Turyści tłumaczyli, że obawiali się wścieklizny.
Edward był udomowionym szopem, który mieszkał ze swoją właścicielką w Olsztynie. Kobieta często brała udział ze zwierzątkiem w akcjach edukacyjnych dla dzieci. Na spacery wyprowadzała Edwarda w specjalnych szelkach. Zwierzątko stało się na tyle popularne, że miało swój fanpage na Facebooku oraz profil na Instagramie. Właścicielka Edwarda powiedziała, że rozważa wszczęcie kroków prawnych przeciwko osobom, które doprowadziły do śmierci zwierzątka.
Czytaj też:
Modelka oburzona dziećmi płaczącymi w samolotach. „Wolałabym siedzieć obok zwierzęcia”
Słynny szop Edward nie żyje