Poinformował o tym na specjalnie zwołanej konferencji prasowej w Komendzie Wojewódzkiej Policji w Szczecinie szef zachodniopomorskiej policji Tadeusz Pawlaczyk.
Pawlaczyk dodał, że osaczony mężczyzna oddał kilka strzałów, na które policja zareagowała. "Wstępnie możemy powiedzieć, choć potwierdzą to dopiero specjalistyczne badania, że popełnił samobójstwo"- zaznaczył Pawlaczyk. Już po zdarzeniu pies tropiący doprowadził policjantów do bunkra, w którym ukrywał się "snajper". Do obławy doszło w prawobrzeżnej dzielnicy Szczecina - w Zdrojach.
Komendant powiedział, że policja prowadziła intensywne działania na terenie Szczecina i całego województwa. "Włączyli się praktycznie wszyscy policjanci z całego garnizonu" - dodał.
Pawlaczyk ujawnił, że akcja policji była pierwotnie zaplanowana na środę, ale "policjanci ostatecznie wycofali się, gdyż uznali, że byłoby to zbyt niebezpieczne; mogłoby dojść do tragedii". Jak wyjaśnił, w miejscu, w którym zlokalizowano w środę Antczaka, przebywali też inni ludzie.
W czwartkowej, bezpośredniej akcji osaczenia "snajpera", brało udział 40 policjantów, nie licząc tych, którzy stali w odwodzie - poinformował Pawlaczyk. We wszystkie szczegóły operacyjne sprawy Antczaka wprowadzonych było zaledwie 10 funkcjonariuszy.
Szef zachodniopmorskiej policji podkreślił, że w ostatnich dniach sprawdzano wszystkie sygnały napływające od mieszkańców, dotyczące Antczaka. Pawlaczyk powiedział, że miejscowa policja uzyskała wsparcie, przede wszystkim techniczne, ze strony Komendy Głównej Policji. Przyznał, że w wielu sytuacjach pomogły też media, m.in. w ten sposób, że na prośbę policji przez kilka dni nie pisały o "snajperze", co dało czas oficerom operacyjnym na podjęcie odpowiednich działań.
"Nie działaliśmy po omacku. Działaliśmy konsekwentnie i systemowo(...) Od kilku dni wiedzieliśmy, gdzie się obraca i chcieliśmy, żeby wyszedł z ukrycia. Wiedzieliśmy, że najprawdopodobniej kończy mu się jedzenie i pieniądze" - mówił Pawlaczyk. Do policji docierały także sygnały, że "snajper" jeździ po lesie rowerem przebrany za robotnika.
Komendant ujawnił, że policja wiedziała, iż Antczak używał laptopa i miał dostęp do Internetu, gdzie śledził doniesienia mediów na swój temat.
Sam moment zatrzymania komendant nazwał "sytuacją bardzo dramatyczną". Kryjówka bandyty była obserwowana. Gdy policjanci musieli się ujawnić - bo wymusiło to zachowanie "snajpera" - doszło do strzelaniny.
Antczak oddał 3-4 strzały w kierunku funkcjonariuszy. "Jeden z policjantów mówił potem, że mierzył bezpośrednio w nich, bo na swoim ubraniu zobaczył czerwone światełko. Bez wahania wyjął broń i wycelował" - opowiadał dziennikarzom Pawlaczyk. Policjanci oddali w kierunku Antczaka "przynajmniej" osiem strzałów. "Są teraz pod opieką psychologów" - dodał.
Pawlaczyk podkreślił, że dotarcie do Antczaka policja zawdzięcza własnej pracy operacyjnej. "Nie ma takiej osoby, której moglibyśmy wręczyć nagrodę" - dodał. Za pomoc w ujęciu "snajpera" nagrody wyznaczyła zarówno szczecińska policja, jak i władze regionalnego SLD (w trakcie jednego z napadów postrzelony został rzecznik zachodniopomorskiego Sojuszu Albin Majkowski) oraz jeden z ogólnopolskich dzienników. Łączna wartość nagród miała wynieść 20 tys. złotych.
41-letni Stanisław Antczak, nazwany przez media "snajperem", był poszukiwany przez zachodniopomorską policję na wniosek prokuratury, która zamierzała postawić mu zarzuty m.in. usiłowania zabójstwa, uszkodzenia ciała i nielegalnego posiadania broni.
Według policji, "snajper" to zbiegły więzień, który od dwóch lat poszukiwany był listem gończym. Jak twierdzi policja, zebrany w śledztwie materiał świadczy o tym, że to prawdopodobnie "snajper" był sprawcą postrzelenia dwóch osób oraz wielu włamań do domów w szczecińskiej dzielnicy Zdroje.ab, rmffm, tvn24, pap