Biskup Bagiński mówił, że funkcjonariusze aparatu bezpieczeństwa towarzyszyli mu właściwie cały czas, a zdarzały się też fizyczne ataki. "Jak choćby w latach 60, gdy byłem prefektem w seminarium duchownym zostałem oblany kwasem" - wspominał hierarcha w rozmowie z PAP.
"To zdarzenie miało miejsce w związku z akcją usilnego namawiania kleryków do opuszczenia seminarium. W ciągu kilku dni kilkunastu kleryków oblano żrącym kwasem. Ja też zostałem oblany, na szczęście nie po twarzy, tylko po plecach. Materiał z płaszcza i sutanny posypał się jak popiół aż do skóry" - relacjonował biskup.
O zdarzeniu oczywiście powiadomiono milicje, ale funkcjonariusze nie robili nic, aby ująć sprawców. "Wobec powyższego wychodziliśmy na spacery tylko grupą - 15-20 kleryków blisko siebie. Zapowiedzieliśmy też, że jak złapiemy sprawcę, to go zawleczemy na milicję. To był moment kiedy przerwały się te ataki" - wspominał Bagiński.
Opolski biskup zaznaczył, że wielokrotnie próbował uwalniać się spod opieki śledzących go funkcjonariuszy. "Zdarzało mi się uciekać przed agentami, ale oni zawsze mnie dopadali. Kiedyś wyjechałem rowerem z Nysy w kierunku Białej Nyskiej. Skręciłem w polną drogę i wydawało mi się, że zgubiłem agentów, ale kiedy wróciłem w następnej wsi na asfalt oni już tam na mnie czekali" - wyjaśnił.
Duchowny podkreślił, że w czasie swojej posługi wielokrotnie miał też do czynienia z esbeckimi podsłuchami - zazwyczaj montowanymi w żyrandolach, lub aparatach telefonicznych.
"Kiedy byłem wikariuszem u ks. biskupa Grządziela w Nowej Wsi Królewskiej, to on miał taką futrzaną czapę. Na Śląsku była kiedyś moda przechowywania ciepłej kawy pod takim właśnie futrzanym okryciem. Tym razem czapa służyła do przykrywania telefonu w którym był podsłuch. To chyba było skuteczne, bo po takim przykryciu zawsze przychodził jakiś pan 'naprawia' telefon. Bawiliśmy się trochę takim zachowaniem, choć zdawaliśmy sobie sprawę, że to ryzykowna zabawa" - mówił biskup.
Bagiński dodał, że SB wielokrotnie umieszczała agentów wewnątrz seminarium. "Prawie zawsze był ktoś podstawiony. Jeden z takich wykrytych przez nas konfidentów był skazany na rok więzienia za fałszowanie zwolnień lekarskich. Ja pytałem go 'jak pan znosił życie w seminarium. Przystępował pan do spowiedzi i komunii tak jak wszyscy klerycy a równocześnie jest pan pracownikiem SB'. On odpowiedział krótko 'ja jestem niewierzący'" - wspominał.
Biskup podkreślił, że esbecy próbowali różnych sposobów, aby dostać się na teren seminarium - gdy odmawiano im oficjalnego wejścia używali podstępu - na przykład przyłączali się do grupy kleryków wracających ze spaceru.
"Potem przeszukiwali szafkę jednego z kleryków w poszukiwaniu jego notesu - chyba chodziło im o zagraniczne adresy. Ja jako przełożony seminarium poprosiłem ich o nakaz rewizji, którego oczywiście nie mieli. Powiedziałem 'proszę to odłożyć i wyjść', oni na to, że nie wyjdą. My wtedy powiedzieliśmy 'to my panów grzecznie na ramionach wyniesiemy za drzwi'" - opowiadał Bagiński.
ab, pap