Jedną z bohaterek reportażu jest Magda z Górnego Śląska, która w ubiegłym roku pojechała do Niemiec. Umowę podpisała w agencji pośrednictwa, zobowiązując się do opieki nad Helgą. – Starsza pani cierpiała na alzheimera, defekowała pod siebie, mazała kałem dookoła. Drapała, gryzła, biła. Nie dawała się umyć, nie pozwalała obciąć sobie paznokci. Byłam z nią 24 godziny na dobę. Kiedy dzwoniłam do firmy z prośbą o pomoc, słyszałam, że muszę wytrzymać – powiedziała kobieta w rozmowie z dziennikarzami „Dziennika Gazety Prawnej” oraz „Dziennika Zachodniego”.
Im gorszy niemiecki, tym gorszy przypadek
O ciężkiej sytuacji opowiedziała również Paulina z Katowic, która pojechała pracować w Niemczech mając 20 lat. Nie znała języka, ale i tak otrzymała posadę opiekunki. – Zdziwiło mnie, że im gorszy niemiecki i mniejsze doświadczenie, tym gorszy przypadek osoby chorej się dostawało – powiedziała. Dodała, że zatrudniająca ją firma obiecała niemieckiej rodzinie, że Paulina świetnie mówi po niemiecku. Kobieta ujawniła też, że firmy pośredniczące w zatrudnianiu opiekunek często nie informują o stanie podopiecznych. – Podają jednostki chorobowe, ale zatajają ich stopień, a przecież demencja lekka i ciężka to dwa różne światy – podkreśliła Paulina.
W reportażu czytamy, że kobiety zatrudniające się w polskich firmach podpisują umowy, w których gwarantują, że mają odpowiednie siły oraz wiedzę, by wykonać zlecenie. Wiążę się ono nie tylko z opieką nad starszą osobą, ale również z gotowaniem, sprzątaniem, opieką nad zwierzętami, pracą w ogrodzie czy transportem. Opiekunki w świetle takich umów ponoszą także odpowiedzialność za zdrowie i życie seniorów. Jeśli coś stanie się ich podopiecznym, mogą ponieść karę finansową. – Oni chcieliby, oprócz opiekunki na 24 godziny na dobę, mieć także sprzątaczkę, kucharkę, ogrodniczkę, szofera i panią do towarzystwa – skomentował dr Adam Rogalewski, który naukowo zajmuje się pracą opiekunek.