– Ryszard Terlecki został „Psem", bo się zhipisił, a żeby zostać hipisem, trzeba być oblojdrą strasznym. Oblojdrą, czyli takim kloszardem. (…) Moi rodzice nie mieli wyższego wykształcenia. Może dlatego nie zostałem kloszardem, bo jak ktoś pochodzi z prostej rodziny, to myśli w kategoriach awansu, a nie ostentacyjnego, dekadenckiego, przepraszam za słowo, „zpsienia", że posłużę się aluzją do mojego kolegi Ryszarda – powiedział Ryszard Legutko w rozmowie z „Dziennikiem Gazetą Prawną”. Polityk wraz z Ryszardem Terleckim chodzili do tego samego liceum.
„Kiedyś byłem strasznym kinomanem”
Ryszard Legutko w wywiadzie wrócił wspomnieniami do czasów licealnych. Ujawnił kilka szczegółów ze swojego życia prywatnego. – Kiedyś byłem strasznym kinomanem, w czasach licealnych, na studiach spędzałem wiele godzin w kinie – powiedział polityk. – Pracowałem w hotelu jako nocny portier. Za dnia chodziłem do kina i nadrabiałem zaległości, bo przecież w PRL-u nie sprowadzano wielu z tych filmów. Uwielbiałem westerny, i to bardzo długo, nawet kiedy już wszyscy zachwycali się Godardem, to ja tkwiłem przy westernach – dodał Legutko. Polityk przekazał także, że z dawnej fascynacji kinem niewiele dziś zostało. – „15.10 do Yumy” jest znacznie bardziej wyrafinowanym dziełem sztuki niż „Do utraty tchu”. Wtedy wiedziałem o filmach wszystko, teraz nie wiem nic. Nie chcę wiedzieć, nie chodzę do kina – powiedział.
Czytaj też:
Waldemar Pawlak jest szantażowany. „Czeka nas pewnie bardzo brudna i brutalna kampania"