– Budziło to swojego rodzaju grozę – przyznał Krzysztof Strynkowski z Fundacji Ochrony Przyrody i Rozwoju Turystyki „Fopit-Gobi". Przyrodnik ocenił, że przez wiele lat nie uda się odbudować strat dla jeziora. Strynkowski zaapelował o współpracę „wszystkich odpowiedzialnych za opiekę nad jeziorem Koskowickim”. Wędkarze obawiają się, że jezioro w końcu wyschnie całkowicie. Największe z martwych ryb były sumy – niektóre z nich miały nawet dwa metry długości i ważyły ponad 60 kilogramów. Zdjęcia, które obrazują skalę zjawiska, opublikowała w mediach społecznościowych Fundacja Ochrony Przyrody i Rozwoju Turystyki.
Wstępna przyczyna
„Naszym zdaniem wskaźniki BZT i ChZT będą decydować. Mówiąc inaczej rybom zabrakło tlenu w wodzie do oddychania. Ilość glonów w wodzie nie jest jakoś nadzwyczaj duża. Nie ma sinic, więc toksyn pochodzących od nich też nie powinno być. W pierwszym dniu, w strefie przybrzegowej żyły małże i miały otwarte »skorupki«, więc nie powinno być w wodzie agresywnej (przemysłowej) chemii. Wspomniane w którymś komentarzu glikofosfaty (Rundup je zwiera) kumulują się w żywych organizmach powodując mniejszą odporność na sytuacje stresowe (brak tlenu = stres)” – opisała szczegółowo Fundacja pod koniec ubiegłego tygodnia.
Czytaj też:
Tysiące martwych ryb i trudny do zniesienia fetor. Katastrofa na brzegu Jeziora Koskowickiego
Tysiące martwych ryb nad brzegiem Jeziora Koskowickiego