Na terenie Wrocławia działała w przeszłości sieć klubów „Cocomo”. Teraz te lokale funkcjonują pod innymi nazwami, ale jak donosi „Gazeta Wrocławska”, duża cześć z nich należy do wspólnej grupy biznesowej. To właśnie do jednego z takich klubów 11 października poszedł Maciej. 25-latek skorzystał z zachęty mężczyzny, który na wrocławskim Rynku zapraszał go na „taniec pokazowy” i drinka. – Wszedłem do środka. Zaraz przyszła kelnerka. Zamówiłem napój za 20 złotych. Po chwili przyszła jeszcze raz, tym razem z tancerką. Zasugerowała że powinienem zamówić jej drinka. Takiego za 202 złote. Zapłaciłem kartą – przyznał Maciej dodając, że analizując później rachunek bankowy odkrył, że kelnerka wprowadziła na terminalu kwotę wyższą o 100 złotych.
Nie zamawiał, ale płacił
Maciej spędził w lokalu kilka godzin, a za żadną z transakcji nie dostał paragonu czy wydruku z terminala karty płatniczej. Twierdzi, że nie wypił dużej ilości alkoholu, ale nie kontrolował swoich wydatków. Kelnerka przynosiła mu „wiśniówkę”, której wprawdzie nie zamawiał, ale za którą ostatecznie płacił. Pytany o to, jak to możliwe, że płacił za niezamawiane przez siebie trunki i nie kontrolował cen wprowadzanych do terminalu przez kelnerkę, nie ma jednoznacznej odpowiedzi. – Być może zadziałała atmosfera klubu – stwierdził.
Mężczyzna został zaproszony także na „prywatny” taniec, który trwał co najmniej dwie godziny. Za tę usługę płacił gotówką, wydając w sumie 1300 zł. W międzyczasie kelnerka znowu donosiła alkohol, za który płacił kartą. Później stracił świadomość, którą odzyskał po 1,5 godzinie. Następnego dnia przeanalizował stan konta i odkrył, że przeprowadził 18 transakcji opiewających w sumie na 29 tys. złotych. Przyznał, że pamięta jedynie osiem z nich i złożył zawiadomienie na policji twierdząc, że został oszukany przez obsługę klubu.