– Śledztwo dziennikarskie "Gazety Wyborczej" potwierdziło dotychczasowe stanowisko Ministerstwa Sprawiedliwości oraz marszałek Sejmu, że sędziowie zgodnie z prawem uzyskali podpisy sędziów pod listami do KRS – powiedział Sebastian Kaleta w rozmowie z TVP Info. Wiceminister sprawiedliwości zaznaczył, że w przypadku sędzi Kurcyusz-Furmanik, o której pisze „GW”, warto podkreślić, że zebrała ponad 2 tys. podpisów obywateli. – Można powiedzieć, że ma ona największy społeczny mandat w historii KRS. Komunikat Kancelarii Sejmu wskazywał na fakt, że łącznie pod listami podpisało się aż 364 sędziów. Żadna KRS w historii nie miała tak silnego demokratycznego mandatu – ocenił Kaleta.
Lista poparcia do Krajowej Rady Sądownictwa
Lista poparcia do Krajowej Rady Sądownictwa, którą zdobyli dziennikarze „Gazety Wyborczej” dotyczy Teresy Kurcyusz-Furmanik, sędzi Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Gliwicach, która startowała do KRS z poparciem społecznym. Uzbierała pod swoją kandydaturą ponad 2000 podpisów obywateli. Z ustaleń „GW” wynika, że dokładnie te same podpisy znajdują się pod kandydaturą Leszka Mazura, szefa KRS. Kurcyusz-Furmanik poparło łącznie 32 sędziów.
Na liście poparcia dla kandydatki znajdują się m.in. podpisy sędziów powiązanych z grupą Kasta na komunikatorze WhatsApp, która była związana z tzw. aferą hejterską w resorcie sprawiedliwości – w tym np. Arkadiusza Cichockiego, bezpośredniego współpracownika Emilii Szmydt, jednej z głównych bohaterek afery
Jak zbierano podpisy na listach do KRS?
„Gazeta Wyborcza” dotarła do jednego z sędziów, który brał udział w zbieraniu podpisów na Śląśku. – Do »naszych« sędziów rozesłałem zaproszenie do poparcia kandydatury Leszka Mazura. Na spotkanie przyjechali beneficjenci »dobrej zmiany«, oraz tacy, którzy dopiero dostali obietnicę awansu. Np. w Rybniku zebrano dwa podpisy od małżeństwa sędziów, którym obiecano, ale potem nic nie dostali. Reszta to nowo mianowani prezesi i wiceprezesi z Częstochowy, Gliwic, itd – zdradził.
Dziennikarze rozmawiali także z sędzią, któremu zaproponowano członkostwo w KRS. Miał to zrobić – były już wiceminister Łukasz Piebiak – zamieszany w aferę hejterską. – Zebranie 25 podpisów nie było wielkim problemem. Kiedy Piebiak zaproponował mi kandydowanie, byłem zupełnie nieprzygotowany. Powiedziałem, że przecież nie mam podpisów. Wtedy on stwierdził: »daj spokój, przelecimy się tu po pokojach i podpisy zaraz będą« – opowiadał sędzia w rozmowie z „GW”.
Batalia o listę nazwisk
Przypomnijmy, że sprawa toczy się od dłuższego czasu, a wszystko zaczęło się od nowelizacji ustawy o KRS z 2018 roku, która zmieniała zasady wyłaniania sędziów. Na jej mocy w marcu 2018 roku Sejm wybrał 15 członków – sędziów Krajowej Rady Sądownictwa. Dziewięć kandydatur wskazał klub PiS, a sześć Kukiz'15.
Do Kancelarii Sejmu zaczęły wpływać wnioski m.in. od organizacji społecznych i polityków z prośbą o udzielenie informacji o imionach, nazwiskach i miejscu orzekania sędziów, którzy poparli zgłoszenia kandydatów do KRS. Wszystkie wnioski rozpatrzył odmownie szef Kancelarii Sejmu. Powoływał się m.in. na przepis ustawy mówiący o tym, że „Marszałek Sejmu niezwłocznie przekazuje posłom i podaje do publicznej wiadomości, z wyłączeniem załączników”. Tymi załącznikami były własnie listy 25 sędziów, którzy popierali poszczególne kandydatury.
Decyzję szefa Kancelarii Sejmu zaskarżyła do sądu posłanka Kamila Gasiuk-Pihowicz, a w sierpniu 2018 roku Wojewódzki Sąd Administracyjny w Warszawie ją uchylił. W piątek 28 czerwca 2019 roku Naczelny Sąd Administracyjny oddalił kasację szefa Kancelarii Sejmu w tej sprawie. Oznacza to, że sejmowy organ powinien udostępnić wykaz nazwisk.
Czytaj też:
Chaos w sądzie w Olsztynie. Sędzia Juszczyszyn chciał orzekać, sprawa została zdjęta z wokandy