„Po tym, jak okradli PCK, trudno się dziwić, że chcą zarobić na epidemii” – napisał Donald Tusk na swoim profilu na Twitterze. Wcześniej politycy Koalicji Obywatelskiej donosili podczas konferencji prasowej, że jedna z gdańskich firm otrzymała od rządu ogromne zlecenie na testy na obecność koronawirusa, opiewające na 3,5 mln złotych. Zdaniem posłów opozycji firma jest zarejestrowana na Cyprze, a współwłaścicielem i członkiem rady nadzorczej firmy jest Jerzy Milewski, były radny PiS z Gdańska, który zasiada obecnie w Narodowej Radzie Rozwoju przy prezydencie Andrzeju Dudzie.
O co chodzi w aferze PCK?
Z kolei afera PCK, o której wspomniał szef Europejskiej Partii Ludowej dotyczy wyprowadzenia z dolnośląskiego oddziału Polskiego Czerwonego Krzyża ponad 3 mln złotych. Do kradzieży na dużą skalę z dolnośląskich kontenerów Polskiego Czerwonego Krzyża miało dochodzić w latach 2014-2017. W tamtym czasie regionalnym oddziałem PCK kierowali politycy PiS. Dziennikarze „Wyborczej” od początku twierdzili, że część pochodzących z tego procederu pieniędzy miała być przeznaczana na kampanie wyborcze polityków PiS: Piotra Babiarza i minister edukacji narodowej Anny Zalewskiej. Według świadków pieniądze miały trafiać też m.in. do wrocławskiego radnego PiS – Jerzego Sznercha. Ubrania wykradane z kontenerów miały być sprzedawane w zamkniętym już sklepie z odzieżą na wagę, który prowadził znajomy jednej z osób. 11 lutego 2020 roku do Sądu Okręgowego we Wrocławiu trafił akt oskarżenia przeciwko 10 osobom, które – zdaniem prokuratury – działały na szkodę Polskiego Czerwonego Krzyża.
Czytaj też:
Włochy. W ciągu doby z powodu koronawirusa zmarło 41 osób