„Jak pracujesz w szpitalu to tam siedź! Nie narażaj nas i naszych pociech! Nie roznoś wirusa! Wypier*** do szpitala! Tam jest twoje miejsce! Całe osiedle będzie zarażone przez ciebie ch***! Nie chcemy tu zarazy" – czytamy w anonimowym liście podpisanym jako „mieszkańcy", który ratownik z Jastrzębia-Zdroju Marcin Matura znalazł za wycieraczką swojego samochodu. Ratownik skomentował zaistniałą sytuację w rozmowie z „Super Expressem”, który jako pierwszy nagłośnił sprawę. – Ludzie, którzy w ten sposób traktują ratowników czy lekarzy, nie zdają sobie sprawy, jak wygląda nasza praca – powiedział. – Jesteśmy na pierwszej linii ognia, nie tylko w walce z koronawirusem, ale też w przypadku innych zdarzeń i wypadków. Gdy znalazłem tę kartkę za wycieraczką mojego samochodu, długo biłem się z myślami, czy ją opublikować. Wielu ludzi doradziło mi jednak, żebym to zrobił – dodał.
„Słowa wielkiego wsparcia”
W tej trudnej sytuacji można odnaleźć również coś pozytywnego, ponieważ po opisywanym incydencie, ratownik otrzymał dużą dawkę wsparcia, którego – jak sam przyznał – skala go zaskoczyła. – Zaczęli się do mnie odzywać ludzie, których nawet nie znam. Dają nam wszystkim, całemu personelowi medycznemu, słowa wielkiego wsparcia. Mówią, że będzie dobrze i że mamy się nie przejmować takimi ludźmi, jak adresat listu – komentował Marcin Matura w wywiadzie dla „Super Expressu”.
Czytaj też:
Awantura w samolocie. „W ten sposób rozprzestrzenia się koronawirus”, „Co to do cholery jest?”