Jarosław Kaczyński już zaczął straszyć Jarosława Gowina przyspieszonymi wyborami po wyborach prezydenckich. Skąd te groźby? – Kaczyński zapowiedział Gowinowi ostry kurs po wyborach prezydenckich. Jeśli się na to nie zgodzi, to przedterminowe wybory. Ale po jeździe bez trzymanki w sprawie terminu wyborów, na Gowinie takie groźby nie robią wrażenia – opisuje kuluary rozmów między liderami partii nasz informator.
Koalicja Obywatelska jest zachwycona słowami Jarosława Kaczyńskiego o chamskiej hołocie, „której jeszcze nikt nie widział w tym Sejmie”. Te słowa wypsnęły się prezesowi PiS podczas debaty nad odwołaniem ministra zdrowia Łukasza Szumowskiego.
– Wykorzystamy je do polaryzacji elektoratu. Będziemy przekonywać, że były to słowa adresowane do każdego, kto nie głosuje na PiS, a gdy te „chamy” zbiorą się do kupy, to obalą prezydenta Andrzeja Dudę – mówi nasz rozmówca z KO.
Politycy SLD i PSL są załamani rosnącymi emocjami na scenie politycznej. – Niedawno kilku z nich wypłakiwało mi się w mankiet. Uważają, że to, co się dzieje w ostatnich tygodniach, przypomina czasy najgorszego konfliktu między Donaldem Tuskiem a Jarosławem Kaczyńskim, kiedy to inne partie nie miały nic do powiedzenia – śmieje się polityk KO.
Wotum zaufania dla rządu, którym Zjednoczona Prawica przykryła gdańskie wystąpienie Rafała Trzaskowskiego, kandydata Koalicji Obywatelskiej na prezydenta, podobno wymyślił osobiście Jarosław Kaczyński, a sprawa do ostatniej chwili była trzymana w tajemnicy.
– Wszyscy nasi posłowie zostali zaskoczeni tym pomysłem – mówi polityk PiS. – Owszem, przed czwartkowym posiedzeniem Sejmu jak zwykle była mobilizacja, ale wszyscy sądzili, że chodzi o głosowanie w sprawie odwołania Łukasza Szumowskiego. O tym, że będziemy też głosować nad wotum zaufania dla rządu, dowiedzieliśmy się z mediów.
Opozycja też mobilizowała się przed czwartkowymi głosowaniami, ale nie do końca jej się to udało. Marek Dyduch, polityk SLD (Klub Lewicy) wstrzymał się podczas głosowania nad wotum zaufania dla rządu, a dwóch posłów Konfederacji – Krzysztof Bosak i Robert Winnicki – nie wzięło w nim udziału.
Z kolei podczas głosowania nad odwołaniem ministra Szumowskiego trzech posłów opozycji (dwoje z PO i jeden z Kukiz15) zagłosowało przeciw temu wnioskowi.
– Opozycja zaczyna mieć problem z utrzymaniem mobilizacji przeciwko naszemu obozowi – mówi z satysfakcją polityk PiS.
Po wywiadzie Borysa Budki dla portalu tvn24 w partii huczy. Bo nie dość, że szef PO oskarżył Grzegorza Schetynę o nielojalność, to naraził się też innym politykom. – Jeżeli ktoś mieni się patriotą Platformy, a swoimi bardzo złymi decyzjami gra tylko na siebie i może zatopić formację, to przestaje być tym patriotą (...). To, co działo się przez ten tydzień, bardzo mocno nadwyrężyło moje zaufanie do Grzegorza Schetyny. Szkoda, bo zawsze mi powtarzał, że Platforma jest najważniejsza – mówił szef PO.
Te słowa, według naszych informacji, miały się nie spodobać nawet Donaldowi Tuskowi. Były lider PO podobno stwierdził, że o życiu wewnętrznym partii nie opowiada się publicznie w wywiadach. – Donald skwitował Budkę krótko: „niedojrzały politycznie” – twierdzi nasz rozmówca.
I dodaje, że Tusk sam poczuł się też urażony słowami Budki na temat KLD. „Czasem tak jest, że są ludzie, którzy mają wielkie zasługi i doświadczenie, ale nie rozumieją tego, że polityka się zmienia” – mówił Budka w wywiadzie. Polityk sympatyzujący z byłym premierem, wyraźnie poruszony tymi słowami, zastanawia się: – A czego on chce od Tuska? Po co mąci w partii w czasie kampanii prezydenckiej?
Borys Budka poinformował też, że bojkot wyborów wymyślił sztab kandydatki, a on sam nie bierze za to odpowiedzialności. – Po co kłamie? Wiedział o bojkocie kampanii bo pomysł wyszedł od jego ludzi. W podjęciu tej decyzji uczestniczył zarówno Borys Budka, jak i Marcin Kierwiński – zapewnia polityk, który pracował przy kampanii Małgorzaty Kidawy-Błońskiej.
Zresztą była kandydatka Platformy w Polsat News wprost przyznała, że szef PO wiedział o bojkocie. Zatem mamy słowo przeciwko słowu w Platformie.
Takie publiczne rozliczenia partyjne, toczące się na miesiąc przed wyborami prezydenckimi, są dosyć zaskakujące. Nasz rozmówca z KO tłumaczy je pogubieniem Budki. – Gdy szedł po władzę w partii, jego zapleczem były tzw. młode wilki PO, m.in. Sławomir Nitras, Agnieszka Pomaska, Cezary Tomczyk. Teraz całe to towarzystwo przerzuciło się na Rafała Trzaskowskiego i Budka został bez świty. To dlatego tak się przykleił do Trzaskowskiego i wszędzie się z nim pokazuje. Chce udowodnić, że ciągle jest głównym architektem wydarzeń politycznych – mówi nasz rozmówca.
Poseł KO Cezary Tomczyk podobno jest sfrustrowany bo wciąż nie został formalnym szefem sztabu Rafała Trzaskowskiego. – Wszystkie media piszą o nim jako o „nieoficjalnym szefie sztabu”, bo osobiście pod koniec maja wypuścił informację, że będzie kierował kampanią prezydencką. Tymczasem Trzaskowskiemu jakoś nie spieszy się z ogłoszeniem tej decyzji, ponieważ Tomczyk i tak nie będzie miał znaczenia w kampanii, ani podejmował decyzji. Realny sztab jest gdzie indziej. A Tomczyk częściowo będzie przybocznym w trasie z Rafałem jak teraz – trzymając megafon i krzycząc do ucha dziennikarzowi, a częściowo na piątym piętrze, żaląc się Budce, że na nic w kampanii nie ma wpływu – opowiada polityk Platformy Obywatelskiej.
Z naszych informacji wynika, że niechęć Trzaskowskiego do postawienia Tomczyka na czele sztabu wyborczego wynika z faktu, że ten ostatni próbował odcinać od kampanii ekipy z warszawskiego Ratusza. – Tymczasem to są ludzie, do których Trzaskowski ma największe zaufanie i nie zamierza się ich pozbywać – mówi polityk KO.
Z kolei w sztabie Andrzeja Dudy wszyscy sarkają na Joachima Brudzińskiego. Uważają, że w ogóle nie angażuje się w kampanię, a nawet zachowuje się tak, jakby nie wiedział, jaki scenariusz jest realizowany. – Weźmy wotum zaufania dla rządu: my wszyscy twittowaliśmy wystąpienie premiera Mateusza Morawieckiego, a on wypisywał coś przeciwko PO, jakby się z choinki urwał – irytuje się polityk PiS. Cała ta krytyka odbywa się jednak szeptem, głośno nikt nie atakuje Brudzińskiego, bo – jak twierdzi nasz rozmówca – wszyscy się go boją.
Gabriela Morawska-Stanecka, wicemarszałek Senatu, wyrasta na liderkę na lewicy. – Obserwuję, jak do wicemarszałek Senatu przychodzą pielgrzymki polityków lewicy. Ma wśród nich duży autorytet – opowiada jeden z senatorów. Czyżby to oznaczało, że obecne kierownictwo lewicy cierpi na deficyt autorytetów?
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.