Minister sprawiedliwości poinformował w niedzielę, że lubuski radny nie jest jego znajomym i polecił w jego sprawie wszcząć prokuratorskie dochodzenie. Radny PiS zawiesił swoje członkostwo w partii.
W liście przesłanym przez Sapę w poniedziałek do redakcji lubuskich mediów czytamy m.in.: "Jest mi bardzo przykro i przepraszam wszystkich mieszkańców Zielonej Góry oraz funkcjonariuszy Policji za moje zachowanie".
"Nie wiem jak doszło do tego zdarzenia. Po wyjściu z lokalu, gdzie uczestniczyłem w wieczorze kabaretowym, straciłem z nieznanych mi powodów, świadomość. Nie pamiętam jak przebiegły wydarzenia związane z interwencją funkcjonariuszy policji. Nie potrafię odpowiedzieć na pytanie, co mogło wywołać moje zachowanie" - napisał w liście Sapa, szef sejmikowej komisji zdrowia.
Początkowo radny miał zostać osądzony przed tzw. sądem 24- godzinnym, ale - jak poinformowała w poniedziałek zielonogórska prokuratura - w trakcie przesłuchania podejrzany powołał się na fakty, których sprawdzenie wymaga wielu różnorakich czynności dowodowych i odpowiedniej ilości czasu. Jednocześnie podejrzany i jego obrońca złożyli wnioski o przeprowadzenie specjalistycznej ekspertyzy, wymagającej udziału najmniej dwóch lekarzy specjalistów.
Jak nieoficjalnie dowiedziała się PAP ze źródeł zbliżonych do organów ścigania, radny miał przekonywać, że zażywa lekarstwa, które w połączeniu z alkoholem mogą prowadzić do stanów agresji.
Po przewiezieniu radnego do izby wytrzeźwień, stwierdzono u niego 1,78 promila alkoholu w wydychanym powietrzu.
Prokuratura postawiła mu zarzuty znieważenia policjantów i nakłaniania ich do odstąpienia od wykonywania obowiązków.
Radny sejmiku wojewódzkiego zasłynął w kraju podczas ogólnopolskiego protestu lekarzy rodzinnych zrzeszonych w Porozumieniu Zielonogórskim. Był rzecznikiem tego stowarzyszenia.
ab, pap