Wyrok w głośnej sprawie wypadku premier Beaty Szydło w Oświęcimiu zapadł po ponad trzech latach od tego wydarzenia. W środę 8 lipca prokurator wnioskował o wymierzenie kierowcy seicento kary roku ograniczenia wolności i wykonywania pracy społecznej przez 20 godzin miesięcznie. Obrona Sebastiana Kościelnika domagała się uniewinnienia swojego klienta.
W czwartek 9 lipca sąd rejonowy w Oświęcimiu zdecydował o warunkowym umorzeniu sprawy na rok i wypłacie nawiązki w wysokości 1000 złotych na rzecz poszkodowanych, czyli ówczesnej premier Beaty Szydło i poszkodowanego oficera BOR-u. – Sąd umarzając postępowanie warunkowo miał na uwadze stopień przyczynienia się kierowcy Sebastiana Kościelnika do wypadku. Warunkowe umorzenie nie jest ani skazaniem ani orzeczeniem o niewinności – mówił sąd w uzasadnieniu wyroku.– Jest pozostawieniem go na okres próby. W tym przypadku minimalnego roku – dodał.
Taki wyrok oznacza, że kierowca nie zostanie wpisany do rejestru karnego, więc formalnie nie będzie karany. Równocześnie sąd uznał jednak, że kierowca nieumyślne naruszył zasady ruchu drogowego i musi zapłacić nawiązkę na rzecz poszkodowanych. To wyrok łagodniejszy od tego, czego domagała się prokuratura, ale ostrzejszy niż to czego domagała się obrona.
Sąd stwierdził też, że zauważa znaczny stopień innych uczestników ruchu do przyczynienia się do wypadku. W trakcie procesu ustalono, że rządowe pojazdy miały włączone światła ostrzegawcze, ale nie były używane sygnały dźwiękowe. Dlatego sąd skierował do prokuratury zawiadomienie o możliwości popełnienia przestępstwa przez kierowcę BOR.
Wyrok nie jest prawomocny.
Wypadek audi wiozącego Beatę Szydło
Do wypadku rządowego audi wiozącego Beatę Szydło doszło 10 lutego 2017 roku w Oświęcimiu. Kolumna trzech samochodów w której jechało auto premier podczas manewru wyprzedzania zderzyło się z fiatem seicento prowadzonym przez 21-letniego wówczas Sebastiana Kościelnika. Kierowca który wykonywał manewr skrętu w lewo, przepuścił pierwszy samochód, a następnie zaczął skręcać. Samochód Kościelnika uderzył w auto, w którym siedziała Szydło, które wjechało w drzewo. Ówczesna szefowa rządu po wypadku trafiła do Wojskowego Instytutu Medycznego w Warszawie, gdzie przebywała przez tydzień.
Kościelnik został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku. Nie przyznał się do winy i nie zgodził się na umorzenie postępowania w zamian za wymierzenie mu okresu próby wynoszącego jeden rok i 1,5 tysiąca złotych nawiązki. 27 lipca 2018 roku sąd w Oświęcimiu zadecydował, że sprawa trafi na rozprawę główną.
W trakcie procesu obrońca oskarżonego wymieniał listę argumentów, świadczących na niekorzyść kierowców BOR (obecnie SOP – Służba Ochrony Państwa). – W moim przekonaniu, jeśli pozbawić pojazdy rządowe statusu uprzywilejowania, jeżeli na dodatek wykazać, że kierowcy tych pojazdów złamali wszelkie zasady – jazda pod prąd, przekraczanie podwójnej ciągłej linii, wyprzedzanie na skrzyżowaniu, jazda z prędkością, która musi budzić zdumienie – to to są okoliczności, które muszą przesądzać o winie tych ludzi – podkreślał. Dodawał, że jego klient nie widział i nie słyszał pojazdów uprzywilejowanych.
Sam Kościelnik opowiedział o tym, jak prokurator Babiński pytał go, czy podziękował kierowcy rządowej limuzyny, który próbował wyminąć jego auto i „uratował mu życie” oraz czy przeprosił Beatę Szydło i jej kierowcę. – Słowa prokuratora były mocno nie na miejscu (...) Było to po prostu bezczelne z jego strony – mówił młody kierowca.