Popowo to niewielka wieś położona w woj. kujawsko-pomorskim. W 1943 roku urodził się tam Lech Wałęsa, który mając 13 lat wyjechał z Popowa. Dziennikarze „Faktu” postanowili jednak sprawdzić, jak mieszkańcy rodzinnej wsi wspominają byłego prezydenta. – Po tym, jak wyszła sprawa z „Bolkiem”, gdy przyjechał do Popowa, ludzie obrzucili go pomidorami. W wyborach prezydenckich miał najniższą frekwencję w swojej rodzinnej wsi – zdradziła w rozmowie z dziennikiem pani Teresa.
Co na to Wałęsa? Były prezydent postanowił skomentować doniesienia „Faktu” w poście zamieszczonym na Facebooku. „Przysięgam na wszystkie świętości, nigdy nic podobnego nie miało miejsca. Nigdy nikt w Popowie nie rzucił we mnie niczym w tym pomidorem. Całkowicie wymyślone następne ohydne kłamstwa” – napisał polityk dodając, że „sprawa agenta Bolka” została „w całości zmontowana na polecenie przez wnuka SB-eka pracującego w IPN, Cenckiewicza”.
Przyjeżdża na grób rodziców
Z tekstu dziennika wynika, że legenda „Solidarności” co roku przyjeżdża do położonego niedaleko Popowa Sobowa, by z okazji Wszystkich Świętych odwiedzić groby rodziców. – Byłam na pogrzebie jego matki. Przyjechał tutaj jako działacz. Miał wielką obstawę – powiedziała „Faktowi” pani Jolanta. – Za komuny przez kilka miesięcy mieszkał tu u księdza i na każdym skrzyżowaniu pilnowała go ubecja. A on się z nimi zabawiał i im uciekał – wspominała.
Z relacji Krystyny Kapuścińskiej wynika z kolei, że Wałęsa uczył się w sąsiedniej wsi Chalin, a obecny dom Kapuścińskiej był kiedyś budynkiem szkoły. Po objęciu urzędu głowy państwa polityk przyjechał tam na rowerze w towarzystwie czterech samochodów ochrony. – Chciał sobie z nami zrobić zdjęcie. Dostaliśmy te zdjęcia na pamiątkę. Chodził do klasy z moją siostrą – powiedziała rozmówczyni dziennika.
Czytaj też:
Łukaszenka o „wojnie hybrydowej” i armii u granic. „W Polsce mówią o odebraniu nam Grodna”