„Gruzja 2008. Krym i Donbas od 2014. MH17. Salisbury 2018. Berlin 2019. Nawalny 2020. Ile jeszcze takich pobudek potrzebujemy, aby w końcu zorientować się, że mamy do czynienia z wrogim reżimem? Dialog, partnerstwo, kompromis - to są dla nich obce słowa. Czas wyciągnąć wnioski”- napisał Mateusz Morawiecki na Twitterze.
Co miał na myśli premier?
„Gruzja 2008” nawiązuje rzecz jasna do wojny w Osetii Południowej, kiedy to siły zbrojne Gruzji starły się z separatystami oraz wojskami interwencyjnymi Rosji. „Krym i Donbas od 2014” to przypomnienie interwencji rosyjskiej na Ukrainie, a „MH17” wiąże się z zamachem na samolot lotu Malaysia Airlines 17 z 2014 roku. „Salisbury 2018” to przypomnienie otrucia Siergieja Skripala i jego córki. Rok później w Berlinie śmiertelnie postrzelono Zelimkhana Khangoszwiliego - Czeczena z gruzińskim paszportem, który kilkanaście lat wcześniej otwarcie sprzeciwiał się działaniom rosyjskiego rządu. Ostatnia część „wyliczanki” szefa polskiego rządu to z kolei nawiązanie do wydarzeń sprzed kilkunastu dni.
Otrucie Nawalnego
Przypomnijmy, że o możliwym otruciu Aleksieja Nawalnego poinformowała w czwartek 20 sierpnia jego rzeczniczka Kira Jarmysz. Kobieta, która leciała z opozycjonistą samolotem, relacjonowała, że Nawalny w pewnym momencie źle się poczuł i wkrótce stracił przytomność. Samolot lądował awaryjnie w Omsku, a Rosjanin został przewieziony do szpitala. Od tamtej pory przebywał nieprzytomny pod respiratorem, wprowadzono go w stan śpiączki farmakologicznej.
Dzień później rosyjscy lekarze ulegli prośbom rodziny i współpracowników opozycjonisty i w sobotę został on przetransportowany do prestiżowej berlińskiej kliniki Charite. 44-latek trafił do Niemiec jako „gość specjalny” kanclerz Angeli Merkel, co umożliwiło przekroczenie granicy, mimo że nie posiadał on paszportu. Rzecznik rządu Niemiec Steffen Seibert przekazał w środę 2 września, że przeprowadzone badania potwierdziły, iż Aleksieja Nawalnego próbowano otruć środkiem bojowym z grupy Nowiczok.
Inne otrucia wrogów Kremla
Wydarzenia ostatnich kilkunastu lat pokazują, że rosyjskie służby często biorą na cel politycznych wrogów Kremla. W 2006 roku głośno było o otruciu Aleksandra Litwinienki, który wysuwał poważne oskarżenia pod adresem Władimira Putina oraz służb specjalnych. Otruto go polonem-210 wstrzykniętym do herbat podanej w jednej z londyńskich restauracji. Litwinienko zmarł po trzech tygodniach.
Więcej szczęścia miał za to Władimir Kara-Mursa, który blisko współpracował z Borysem Niemcowym. Kara-Mursa był dwukrotnie otruty, a po każdym z takich incydentów zapadał w śpiączkę. Udało mu się przeżyć, a badania przeprowadzane we Francji wykazały obecność w jego ciele metali ciężkich.
Wspomniany Niemcow był politykiem i działaczem opozycyjnym, który po objęciu przez Władimira Putina urzędu prezydenta współorganizował protesty w Moskwie. Sprzeciwiał się aneksji Krymu przez Rosję i popierał liberalne reformy gospodarcze. Zmarł w lutym 2015 roku po postrzeleniu przez nieznanych sprawców.
Czytaj też:
Łukaszenka: Nie było otrucia Nawalnego, falsyfikacja. Wywiad przechwycił rozmowę Warszawa-Berlin