Tomasz U. pod koniec czerwca spowodował wypadek autobusu, w którym zginęła jedna osoba. Dochodzenie wykazało, że prowadził pojazd pod wpływem narkotyków, a prokurator zawnioskował o trzymiesięczny areszt. Ten nie zostanie przedłużony, o czym poinformowała „Gazeta Wyborcza”. – Sprawstwo podejrzanego nie budzi wątpliwości. A ten czas, o który wnioskuję, wystarczy, by zakończyć postępowanie w tej sprawie – wyjaśniła prowadząca śledztwo prokurator Aleksandra Piasta-Pokrzywa z Prokuratury Okręgowej w Warszawie. Dodała, że przesłuchano już wszystkich świadków, a prokuratura czeka teraz tylko na opinie dotyczące obrażeń pasażerów oraz ocenę sądowo-psychiatryczną kierowcy.
„Będzie to ze mną do końca mojego życia”
Prokuratura wnioskowała prośbę o przedłużenie aresztu ryzykiem ucieczki Tomasza U, oraz faktem, że grozi mu nawet 15 lat więzienia. Jego obrońca Roland Szymczykiewicz wskazywał z kolei, że podejrzany nie powinien spędzać więcej czasu za kratkami. – Zagrożenie wysoką karą? W odczuciu społecznym każda może się jawić jako surowa. Obawa matactwa? Wszyscy przecież zostali przesłuchani. Obawa ucieczki? Ta przesłanka musi być realna – mówił w rozmowie z „GW”. Wskazywał również, że jego klient porusza się o kulach i ma problemy z nogą.
Sam zainteresowany prosił sąd o to, by nie przedłużał aresztu. – Zdaję sobie sprawę z tego, co zrobiłem. Będzie to ze mną do końca mojego życia. Wiem, że ci ludzie mi zaufali wsiadając do tego autobusu, a ja to zaufanie zawiodłem. Nie chcę się wymigać od odpowiedzialności. Zostanę skazany na pięć, 10 czy 12 lat, ale gdy już wyjdę, będę chciał dać coś z siebie. Zostanę dawcą szpiku, zmienię swój tryb życia – mówił. Sąd przychylił się do prośby podejrzanego oraz jego obrońcy nakładając na niego dozór policyjny oraz zakaz prowadzenia pojazdów, opuszczania krajów oraz kontaktowania się ze świadkami.
Sędzia Piotr Gąciarek ocenił, że przedłużenie aresztu byłoby niezasadne, ponieważ nie istnieje obawa ucieczki czy matactwa. – Podejrzany ma stałe miejsce zamieszkania i ustabilizowaną sytuację osobistą – dodawał.
Wypadek w Warszawie
Do wypadku doszło w czwartek 25 czerwca tuż po południu w Warszawie, na ruchliwej trasie Armii Krajowej. Autobus miejski linii 186 spadł z mostu Grota-Roweckiego w pobliżu zjazdu na Gdańsk. Następnego dnia kierowca usłyszał prokuratorskie zarzuty, grozi mu 15 lat więzienia. – Mężczyzna usłyszał m.in. zarzut sprowadzenia katastrofy w ruchu lądowym, w wyniku której doszło do zgonu jednej z pasażerek, a także ciężkich obrażeń u czterech innych osób – poinformowała rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie Mirosława Chyr.
Dodała, iż śledczym udało się ustalić, że mężczyzna w momencie wypadku był pod wpływem niedozwolonej substancji. – Tak wynika z uzyskanej w dniu dzisiejszym opinii toksykologicznej – mówiła. Biegli sprawdzą, czy kierowca zażywał amfetaminę w pracy – wskazują na to ślady znalezione w pojeździe.
RMF FM podawało że Tomasz U. zeznał, że nie pamięta samego momentu wypadku, a amfetaminę zażył przed przyjściem do pracy, bo „źle się czuł”. Z kolejnych informacji wynikało też, że mężczyzna nie miał doświadczenia w prowadzeniu autobusów. W przeszłości był 13-krotnie karany za wykroczenia drogowe, takie jak przekroczenie prędkości i niestosowanie się do znaków oraz sygnałów drogowych. Uprawnienia do kierowania autobusem dostał w kwietniu 2019 roku, a w maju został zatrudniony jako kierowca autobusu miejskiego.
Czytaj też:
Rzym. Skandaliczne zachowanie turysty z Polski. Wpadł w ręce policji