W czwartkowy poranek Stanisław Karczewski przekonywał, że należało się liczyć z drugą falą koronawirusa a obecna sytuacja jest trudna, ale nie dramatyczna. Polityk PiS przekonywał również, że rząd jest przygotowany na wzrost zachorowalności. Największe zamieszanie w sieci wywołała jednak rada byłego marszałka Senatu. Stanisław Karczewski zalecał m.in. wzmacnianie odporności: – Proponuję jabłka. Jedno jabłko z wieczora i nie ma doktora – powiedział.
Jego słowa wywołały falę krytycznych komentarzy. Dzień później na antenie TVN24 senator tłumaczył, że nie chodzi o jabłka a o to, żebyśmy dbali o swoje zdrowie. – Kto powiedział, że jabłka wystarczają? Pani to co, jakiś hejter? Oczywiście, że jabłka nie wystarczają, potrzeba działania kompleksowego – odpowiadał na pytania dziennikarki. – Ja promuje w ogóle zdrowy tryb życia. Musimy zachowywać dystans, często myć ręce i nosić maseczki. Musimy o tym pamiętać. Poza tym, wiele osób dziękowało mi za promocję jedzenia jabłek – dodał.
Koronawirus. Jak sobie radzi Polska?
Polityk przyznał, że faktycznie istnieje problem z koordynacją i ona nie jest na najwyższym poziomie. – Mamy wolne łóżka covidowe, ale jest problem z dotarciem do nich. Żadna służba zdrowia nie jest z gumy. Przez ostatnie 5 lat zwiększyliśmy o 50 proc. liczbę nowych studentów na kierunkach medycznych. Były wieloletnie zaniedbania – tłumaczył senator.
Zdaniem Karczewskiego lekarze zarabiają naprawdę bardzo dużo. – Jeśli którykolwiek by powiedział, że zarabia mało, to mówi nieprawdę. Pielęgniarki też zarabiają lepiej. Utrzymaliśmy wzrost płac wprowadzony przez rząd PO-PSL. Jestem oburzony, gdy młodzi lekarze mówią, że dane są fałszowane. To są bardzo przykre słowa – ocenił. Pytany o słowa Jacka Sasina, który stwierdził, że nie wszyscy lekarze angażują się w pomoc chorym stwierdził, że nie można generalizować i mówić tak o środowisku lekarskim. – Służba zdrowia pracuje z ogromnym poświęceniem. Są różni lekarze. To nie jest tak, że wszystkim należą się oklaski. Zdecydowania większość pracuje z wielkim oddaniem. Ale jest grupa taka, która reaguje zwolnieniami lekarskimi. U nas na łóżko szpitalne przypada 0.36 lekarza. Brakuje dobrej komunikacji między izbami lekarskimi i wojewodami – dodał.