Klaudia, kosmetolog: – Miałam myśli destrukcyjne, jechałam samochodem i w głowie kołatało mi: „zabij się”. Doszło do takiej sytuacji, że bałam się sama zostać w domu. Bałam się robić kanapki, bo bałam się noży, oczyma wyobraźni widziałam je w swoim brzuchu. Do tego kołatanie serca. Cztery razy wylądowałam z tego powodu SOR. Przez miesiąc nie byłam w stanie wstać z łóżka. Normalnie jakby moje mięśnie były tak osłabione, że ruchu nie mogłam wykonać. Jakby ktoś wpychał mnie do łóżka. Nie miałam siły się myć. Lekarze przepisywali tabletki, ale wszyscy dookoła mówili mi, że nie powinnam ich brać, że to leki dla psychicznie chorych. I nie brałam. W końcu było tak źle, że wylądowałam u kolejnego specjalisty. On spokojnym głosem powiedział, że mam nerwicę lękową, która nieleczona przechodzi w depresję. To musiało się zacząć wcześniej. Skąd zaostrzenie tego stanu w czasie pandemii? Jestem kosmetologiem, może stąd, że miałam o 60 procent mniej pacjentek?
16 grudnia 2020. Media obiega informacja o samobójczej śmierci restauratora z Wrześni.
Mężczyzna miał odebrać sobie życie 5 dni wcześniej, we własnym lokalu.
Rodzina i pracownicy Jarosława Gasika mówią, że do tragedii doszło przez lockdown i problemy finansowe, które spadły na restauracyjny biznes przedsiębiorcy. – Szef załamał się z powodu lockdownu: remontował pałac (Pałac na Opieszynie – red.) z pietyzmem przez wiele lat. Stworzył piękne miejsce. Kiedy remont się zakończył, okazało się, że interes nie może ruszyć. A zobowiązania rosną – mówili w rozmowie z dziennikarzami „GW” pracownicy restauracji Gasika.
– Wielu towarzyszy poczucie braku nadziei, rezygnacji, ludzie zaczynają myśleć o śmierci i rozważać ją, jako jakąś alternatywę. Mówią, że trzyma ich rodzina, że raczej nie podjęliby działań w tę stronę, ale sam fakt, że zaczynają o tym mówić jest bardzo niepokojący. Ludziom naprawdę kończą się opcje, nie mają pomysłu jak to dalej przetrwać – mówi dr Kalina Chodzicka z kliniki PsychoMedic.pl, specjalizująca się w psychiatrii osób dorosłych.
– Pandemia „sprawiedliwie” uderza we wszystkich. Przychodzą ludzie, którzy stracili pracę, środki do życia, bywają biznesmeni i pracownicy fizyczni, ludzie, którzy byli skazani na sukces, a dziś są skazani na pomoc finansową znajomych, albo organizowanie zrzutek w sieci – dodaje.
Lekarka przyznaje, że od kilku miesięcy ma zdecydowanie więcej pacjentów. – Najczęściej mam do czynienia z reakcjami depresyjnymi, zaburzeniami lękowymi, a u osób uzależnionych z przerwaniem abstynencji i powrotem do nałogu – wylicza.
Czytaj też:
Nowe badanie pokazuje, że każdy tydzień blokady zwiększa upijanie się
– Nawet kobiety w ciąży, albo te, które w ciągu minionego roku urodziły dzieci, dziś mogą być w kryzysie. W szpitalu mogą liczyć tylko na siebie, także potem o wsparciu z zewnątrz nie ma mowy. Kolejna grupa, choć rzadko o niej mówimy, to ludzie, którzy utknęli w domu ze swoimi oprawcami, partnerami przemocowymi, rodzicami przemocowymi. Oni także dziś potrzebują pomocy specjalistów. Dla młodszych pokoleń to pierwsza taka sytuacja, na taką skalę, gdy jako całe społeczeństwo znajdujemy się w sytuacji ciągłego zagrożenia zdrowia i życia. Do tego wszystkich dotyka utrata kontroli nad sytuacją, bezpieczeństwa. Do tej pory żyliśmy w przekonaniu, że można planować przyszłość. Pandemia pokazała nam, że te plany mogą nie mieć sensu. Ludzie stracili sprawczość, mają wrażenie, że nie ważne jak się będą starać, bo w obliczu pandemii to nie ma żadnego znaczenia – podkreśla lekarka.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.