Poseł niezrzeszony (kiedyś LPR) Marian Daszyk jest stanowczy: "Żądamy, aby wreszcie zwrócono nasze weksle". Według niego kandydaci LPR na posłów mieli podpisywać zobowiązania in blanco. Miejsca od pierwszego do dziesiątego i ostatnie kosztowały - 100 i 60 tysięcy zł. Zobowiązania rozłożone były na cztery lata - do końca sejmowej kadencji.
Wraz z Zygmuntem Wrzodakiem (wcześniej również LPR) Daszyk domaga się oddania weksli byłym działaczom LPR. Sprawa ciągnie się od jesieni 2006 r. Posłowie wysłali do marszałka Sejmu Marka Jurka pismo o wyegzekwowanie zwrotu weksli od władz LPR. Gdyby okazało się to niemożliwe, zażądali powiadomienia prokuratury - pisze dziennik.
Po pół roku władze Ligi na pismo odpowiedziały stanowczo, zaprzeczając istnieniu weksli. "Między LPR i Klubem Parlamentarnym LPR a posłami Ligi Polskich Rodzin nie został nigdy nawiązany stosunek prawny polegający na zabezpieczeniu wekslami" - napisał kilkanaście dni temu w piśmie do marszałka Jurka Mirosław szef Klubu LPR Orzechowski.
Ale Wrzodak i Daszyk nie składają broni. W kolejnym piśmie do marszałka wysłanym w ubiegłym tygodniu napisali: "Orzechowski zwyczajnie kłamie, żeby nie powiedzieć - łże". Zażądali postawienia wiceministra edukacji przed Sejmową Komisją Etyki Poselskiej.
Marszałek jeszcze pisma nie otrzymał. "Na tym etapie sprawę uznaję za wyjaśnioną. Szef Klubu LPR udzielił jasnej odpowiedzi" - mówi.
Według Jurka sprawa weksli LPR ma inny charakter niż w przypadku weksli Samoobrony. "Mamy tu do czynienia ze skargami indywidualnych posłów, które zostały wyjaśnione. W przypadku Samoobrony szefowie partii istnienie weksli potwierdzali i wywierali poprzez nie naciski na posłów" - uważa.
Część byłych działaczy LPR nie rozumie działania marszałka Sejmu. "To duża niekonsekwencja. Wystąpił do Trybunału Konstytucyjnego o delegalizację Samoobrony, a w przypadku LPR nie robi nic" - dziwi się były szef LPR w Łodzi Krzysztof Litwinowicz. Według niego każda osoba z listy LPR w Łodzi podpisała weksle i pismo z przysięgą lojalności.
Wersję Litwinowicza potwierdzają inni, anonimowi działacze. Nikt weksli nie widział, a działacze, którzy przekonują, że je podpisywali, nie mają kopii dokumentów - wyjaśnia "Rzeczpospolita".
pap, ss