Sąd rozpatrywał apelację wniesioną przez wydawcę "SE" Media Express i ówczesnego redaktora naczelnego gazety Mariusza Ziomeckiego. Ich prawnik mec. Grzegorz Rybicki wnosił o przekazanie sprawy do ponownego rozpatrzenia. Reprezentujący b. premiera mec. Jerzy Naumann chciał utrzymania wyroku sądu pierwszej instancji.
18 października ub.r. Sąd Okręgowy uznał, że "Super Express" musi przeprosić b. premiera i wpłacić 100 tys. zł na cel społeczny. Chodziło o trzy artykuły, które "SE" opublikował wiosną 2004 r., m.in. materiał zatytułowany "Dałem kasę Buzkowi" z podtytułem "Aferzysta Józef Jędruch sypie kolejnych polityków" (zapowiedziany na pierwszej stronie: "Premier Jerzy Buzek wziął kasę od oszusta"). Artykuły dotyczyły pieniędzy (w sumie 300 tys. zł - 100 tys. darowizny i 200 tys. na organizację koncertu), które zostały przekazane przez Jędrucha Fundacji na rzecz Rodziny, założonej przez Buzka i jego żonę Ludgardę.
"To jedna z precedensowych spraw, która zakreśla wolność wypowiedzi, zakres krytyki polityków i to jakiego rzędu sankcje mogą spotkać wolną prasę i dziennikarzy" - mówił mec. Rybicki. Jego zdaniem, sąd pierwszej instancji dokonał nadinterpretacji twierdząc, że tekst był atakiem na powoda, bo "ukazał się w interesie społecznym".
"Wyrwano z kontekstu poszczególne zdania, które mogły stanowić naruszenie dóbr osobistych powoda, ale tekstu nie można czytać w oderwaniu od całości. Z artykułów wyłaniał się obiektywny obraz" - przekonywał Rybicki.
Jego zdaniem, błędem sądu pierwszej instancji było oddalenie wniosku dowodowego o przesłuchanie Jędrucha, bo "uszczupliło to materiał dowodowy i nie pozwoliło na ustalenie stanu faktycznego".
Mec. Rybicki podnosił, że kwota 100 tys. zł, którą zasądził sąd okręgowy, to "kwota niespotykana dotychczas w sprawach o ochronę dóbr osobistych, która ogranicza wolność prasy, bo dziennikarze będą bali się podnoszenia tematów dotyczących relacji polityki i świata biznesu".
Mec. Naumann podnosił, że "wnikliwy, wywarzony i sprawiedliwy" wyrok powinien być utrzymany. "W interesie społecznym, na który powoływał się mec. Rybicki, nie może leżeć legalne publikowanie insynuacji; w interesie społecznym leży to, aby napiętnować naruszanie dobrego imienia" - podkreślił.
Jego zdaniem, sąd pierwszej instancji przeprowadził wszystkie dowody. Nie przesłuchał Jędrucha, bo złożony pod koniec postępowania wniosek w tej sprawie był pozbawiony tezy dowodowej, na jaką okoliczność miałoby to nastąpić.
Mec. Naumann wskazywał, że wysoka kwota, jaka ma być przekazana na cel społeczny, jest trafna, bo naruszono dobra osobiste "premiera o dobrym imieniu, który całe życie miał dobrą reputację, która nie może być niweczona jednym paszkwilowym artykułem, którego publikacja była obliczona na zarobek".
Sąd Apelacyjny uznał we wtorek, że naruszono dobre imię byłego premiera. "Dziennikarz może się mylić, ale nie może mówić nieprawdy" - podkreślono w ustnym uzasadnieniu.
"SE" musi więc opublikować przeprosiny na trzeciej stronie; ich zapowiedź ma pojawić się na pierwszej. Sąd Apelacyjny uznał, że zasądzona kwota na cel społeczny została określona bez wskazania kryteriów i zmniejszył ją ze 100 do 50 tys. zł. W ocenie sądu, nie było potrzeby przesłuchania Jędrucha, bo ani Jerzy Buzek, ani autorzy publikacji nigdy nie spotkali się z nim osobiście.
50 tys. zł ma zostać przekazane Fundacji Wydziału Dziennikarstwa i Nauk Politycznych Uniwersytetu Warszawskiego, aby - jak mówił wcześniej Naumann - "młodzi adepci sztuki dziennikarskiej, ucząc się wykonywania zawodu, mieli okazję poznać granice wolności słowa, których nie należy przekraczać".
ab, pap