Warszawska aktywistka Katarzyna Augustynek, znana także jako „Babcia Kasia” spędziła przed weekendem 15 godzin w policyjnym areszcie. Aktywistka – zatrzymana podczas protestu przed Trybunałem Konstytucyjnym – twierdzi, że była brutalnie traktowana i obrażana na komisariatach w Pruszkowie i Piastowie.
Samo zatrzymanie pod TK było jej zdaniem nieuzasadnione. – Zrobiło się zamieszanie, pewien policjant stwierdził, że go uderzyłam w plecy. Ja go nie uderzyłam, ale nie mówię, że nie miałam kontaktu ręki z jego bluzą. To jest wielki, opancerzony facet, grubo ubrany. Nie wiem, jak on to w ogóle wyczuł. Wtedy mnie zwinęli i tak jak zawsze, brutalnie mnie wynieśli i wrzucili do „suki” - relacjonowała w rozmowie z TVN24.
„Dopełnili mojego poniżenia absolutnego”
Opowiedziała jak później, na komisariacie na oczach innych funkcjonariuszy miała zostać siłą rozebrana przez dwie policjantki. Kobieta zapowiada pozwy i zażalenie na działania służb.
– Zaczęto zdzierać ze mnie ubranie, wydzierać stanik spod bluzek. Ponieważ się broniłam, miałam wyginane ręce i palce. Potem zaczęto mi zdejmować wszystko to, co mam pod spódnicą. Zdarto ze mnie majtki – opisywała kobieta. Z jej relacji wynika, że stało się to, gdy odmówiła dobrowolnego rozebrania się do kontroli.
Cała sytuacja miała się dziać na oczach innych funkcjonariuszy. – W pewnym momencie leżałam już na brzuchu. Byłam przyciśnięta za kark, wyginano mi to wszystko, co można było wygiąć. Miałam przytrzymywane przez nie nogi. Były to młode kobiety, było to brutalne – zaznacza.
I dodaje, że będąc na ziemi, starała się ponieść głowę do góry, by nie dotykać twarzą podłogi, która jej zdaniem była bardzo brudna.
– Zobaczyłam kątem oka, że w drzwiach stoi dwóch policjantów i się temu przygląda. Więc dopełnili mojego poniżenia absolutnego – mówiła.
„Dopominałam się głośno o lekarstwa, o wodę”
Następnie miała zostać zawieziona do Piastowa. – Tam z kolei obrzydliwie traktowali mnie dyżurni. Zabrali mi wszystkie rzeczy, mówili do mnie per ty, wyzywali – twierdzi aktywistka. Policjanci mieli do niej mówić „stul mordę, zamknij mordę”.
Kobieta opisuje też, że miała mocno ograniczony dostęp do posiłków i wody. – Później otworzyli celę i brutalnie przerzucili mnie do innej. To była lodowata, skrajna cela, w której byłam tylko w odzieży spodniej, nie miałam kurtki czy żadnego koca. Później przez wiele godzin, aż do przesłuchania, dopominałam się głośno o moje lekarstwa, o wodę. Skarżyłam się głośno, że jest mi zimno i jestem głodna, a muszę co trzy godziny coś jeść. Moja kanapka była w depozycie, ale nie pozwolono mi jej zjeść – opowiadała w TVN24.
Policja zaprzecza: Każdy może uwierzyć, nawet jak to totalne kłamstwo
Na razie policja nie odniosła się szerzej do sprawy, jednak sprawę skomentowano w odpowiedzi na komentarz jednego z aktywistów na Twitterze.
„W słowo napisane na TT każdy może uwierzyć, nawet jak to totalne kłamstwo. Niech Pan złoży zawiadomienie o podejrzeniu popełnienia przestępstwa, jeżeli był Pan świadkiem naruszenia prawa i potwierdzi to w zeznaniach uprzedzony o odpowiedzialności karnej za zeznanie nieprawdy” – czytamy w komentarzu z oficjalnego konta policji pod wpisem aktywisty, który opisywał tę sytuację.
Czytaj też:
Lempart: W Argentynie zalegalizowano aborcję przy dziewiątej próbie. My jesteśmy przed piątą