Do tragicznego wypadku doszło w nocy z poniedziałku na wtorek. Maszyna spadła na bagnistym terenie leśnym w pobliżu Pszczyny, około 300 metrów od lądowiska i kilkadziesiąt metrów od rzeki Dokawa. Na pokładzie znajdowały się cztery osoby. Dwaj mężczyźni zginęli na miejscu, a pozostałej dwójce udało się wydostać o własnych siłach. Poszkodowani trafili do szpitala. Przez całą noc na miejscu pracowały służby, w tym 10 jednostek straży pożarnej. Teren, na którym doszło do katastrofy, jest trudno dostępny.
Katastrofa śmigłowca. Co wiadomo o właścicielu?
„Super Express” informuje nieoficjalnie, że helikopter należał do jednego z miejscowych prywatnych przedsiębiorców. Z relacji świadków wynika, że mężczyzna zajmuje się hodowlą pieczarek. – On tam bardzo często startował i lądował – opowiadała rozmówczyni „SE”, która słyszała huk. Do wypadku doszło według niej niedługo po starcie.
Na razie nie wiadomo, kto pilotował maszynę. Służby nie udzielają oficjalnych informacji o ofiarach ani okolicznościach lotu. Sprawą zajmuje się Państwowa Komisja Badania Wypadków Lotniczych. Portal bielsko.info podaje nieoficjalnie, że rozbita maszyna to śmigłowiec typu Bell 429.
Czytaj też:
Fragmenty silnika spadały na domy, raniły kobietę. Poważna awaria Boeinga nad Holandią