„Fakt” w grudniu 2020 roku opublikował kilka zdjęć Jadwigi Emilewicz spacerującej ze swojego mieszkania do centrali ZUS. Była wicepremier według relacji dziennikarzy szła spokojnym krokiem, rozmawiając przy tym przez telefon. W pewnym momencie przeszła przez jezdnię, chociaż chwilę wcześniej zapaliło się czerwone światło dla pieszych.
– Musiałam być skoncentrowana na czymś, być może na rozmowie. Prawdopodobnie nieuważnie i machinalnie zaczęłam przechodzić przez jezdnię. Ubolewam nad tym faktem, tym bardziej że jako osoba rozpoznawalna mogłam dawać zły przykład innym – powiedziała polityk w rozmowie z „Faktem”.
Po publikacji dziennika policja wprawdzie wszczęła postępowanie, ale Emilewicz uniknie kary, a konkretnie mandatu w wysokości 100 zł. „Fakt” podaje, że zdaniem policjantów nie mają oni wystarczających dowodów, by wysłać do sądu wniosek o ukaranie posłanki. Funkcjonariusze mieli przekazać, że stało się tak dlatego, że dziennikarze nie udostępnili oryginałów zdjęć oraz danych świadka zdarzenia.
Jadwiga Emilewicz i wyjazd na narty
To nie pierwsze kontrowersje związane z Jadwigą Emilewicz. Przypomnijmy, o byłej wicepremier głośno było w styczniu za sprawą publikacji TVN24 na temat wyjazdu polityk z synami do Suchej. Okazało się, że rodzina Emilewicz korzystała ze stoków narciarskich, chociaż w świetle obowiązujących wówczas przepisów taki przywilej mieli tylko sportowcy zarejestrowani w klubach.
– Niestety mama wygrała u mnie z posłanką. Nie zadałam sobie pytania, czy to wypada. Powinniśmy byli zostać w domu, bo taki jest koszt obowiązków, których się podjęłam – wyjaśniła – komentowała później w rozmowie z Interią.
Czytaj też:
Wiceminister była na imprezie sportowej mimo zakazu. Tak się tłumaczy