Jakiś czas temu mówił pan, że kultura kolejnego lockdownu może nie przetrwać. Lockdown mamy, to co z wami będzie?
Mamy kilka płaszczyzn, o których warto powiedzieć. Pierwsza jest ekonomiczna. Wiadomo, że jeśli ktoś nie prowadzi działalności, którą prowadzić powinien, to fatalnie wpływa to na stan jego finansów. Funkcjonujemy tylko dzięki temu, że od czasu do czasu ktoś poda nam kroplówkę, wsparcie finansowe.
Jest też wymiar statutowy. Każdy z nas robi to, co wynika z repertuaru, planów artystycznych, które często ustala się z wieloletnim wyprzedzeniem. I tu mamy do czynienia z najtrudniejszym okresem w dziejach polskiej kultury od niepamiętnych czasów. Nie da się tworzyć rzeczy spektakularnych, wyjątkowych, planując je z dnia na dzień, z godziny na godzinę. Prace zwykle trwają miesiącami, a w sytuacji, gdy wszystko, co robimy, demolują kolejne lockdowny, wszyscy nasi donatorzy z sektora prywatnego, a przy przedsięwzięciach tej skali jest ich od kilkunastu do kilkuset, głupieją.
Gdyby to przenieść na jakąś inną sferę działalności gospodarczej, taki podmiot jak nasz, straciłby swoją wiarygodność.
Trzecia płaszczyzna to szacunek dla naszej widowni, która kupuje bilety, nie tylko jako wyraz umiłowania tego, co robimy, ale też jako wyraz wsparcia dla kultury w związku z warunkami ekstraordynaryjnymi, jak pandemia. Nasza widownia jest cierpliwa, zachowuje się w sposób racjonalny, wie, że to nie nasze widzimisię. Ale z drugiej strony ci ludzie za chwilę mogą stracić potrzebę kupowania biletów, bo już dziś zastanawiają się, po co mają je kupować, skoro spektakle znowu zostaną odwołane.
Wierzy pan jeszcze w to, że sytuacja w jakiś sposób się unormuje?
Jestem dyrektorem instytucji artystycznej, gdybym nie był człowiekiem silnej wiary i nie miałbym głębokiego przekonania, że wrócimy do normalności, nie miałbym po co przychodzić do pracy. Tego ode mnie oczekują wspomniani partnerzy Opery, widzowie i kilkusetosobowy zespół. Jestem jak kapitan na mostku, nie mogę nawet na sekundę zwątpić, że to, co robię, ma sens. Chociaż oczywiście szlag mnie trafia, że jest sztorm, że góra lodowa pojawia się na lewej burcie, a morze jest rozkołysane do granic przyzwoitości.
Jak pani wspomniała, mówiłem, że kolejnego zamknięcia możemy nie przetrwać.
Lockdown jest jak zawał serca, trzeciego naprawdę można nie przeżyć.
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.