Od katastrofy smoleńskiej minęło 11 lat. Wnioski na temat jej przyczyn opracowali jak dotąd Rosjanie z komisji badania wypadków lotniczych i analogiczna komisja w Polsce, pod kierownictwem Jerzego Millera (te unieważnił PiS – red.). Od 2016 roku pracuje podkomisja, na czele której stanął Antoni Macierewicz, mająca ponownie zbadać okoliczności tragedii. Do tej pory nie zaprezentowała jednak raportu końcowego, choć jej niektóre hipotezy pokazywano w trakcie konferencji, czy ostatnio w filmie prezentowanym na antenie TVP i TV Republika. W Polskim Radiu o pracach swojej podkomisji mówił jej szef.
Macierewicz: Nie było uderzenia w brzozę
Antoni Macierewicz potwierdził swoje wcześniejsze twierdzenia, że do katastrofy TU-154 pod Smoleńskiem przyczyniły się ładunki wybuchowe umieszczone w samolocie. – Do tragedii doszło na 100 metrów przed miejscem, w którym rosła tzw. brzoza Bodina i to nie ona stała się przyczyną tej tragedii. Nie było uderzenia w tę brzozę – stwierdził Antoni Macierewicz. Jak tłumaczył, na terenie przelotu samolotu nie było „żadnych dużych przeszkód, żadnych drzew o dużej średnicy”. – Nic nie mogło doprowadzić do zniszczenia tego skrzydła – przekonywał Macierewicz. Były szef MON stwierdził, że „bez wątpienia” doszło do dwóch wybuchów – na skrzydle samolotu i w centropłacie.
Antoni Macierewicz tłumaczył, że cztery różne laboratoria, w tym włoskie, amerykańskie i brytyjskie, znalazły materiały wybuchowe na fragmentach wraku, gdzie – zdaniem szefa podkomisji – doszło do eksplozji. Zdaniem byłego szefa MON, nie może być z kolei mowy o błędach pilotów, na które wskazywał raport Rosjan, a także komisji Jerzego Millera. W opinii Macierewicza można wskazać raczej na winę rosyjskich kontrolerów, którzy mieli wprowadzać załogę tupolewa w błąd.
Co dalej z raportem podkomisji smoleńskiej?
Pytany o to, co stanie się, kiedy sfinalizowany zostanie raport kierowanej przez niego podkomisji, Antoni Macierewicz wskazał na skutki rozporządzenia Ministra Obrony Narodowej z 2016 roku (był nim wówczas właśnie Antoni Macierewicz – red.) Wynika z niego, że raport zostanie następnie przedstawiony szefowi resortu obrony. – Ja uważam, że powinien być przekazany także panu prezydentowi i premierowi, wcześniej także rodzinom, to oczywiste. No i prokuraturze. Ale co będzie dalej? To decyzja i prokuratury, i władz państwa polskiego – wskazał Antoni Macierewicz.
Katastrofa smoleńska – anulowanie ustaleń podkomisji Millera przez Macierewicza
Jak dotąd jedynym dokumentem, który był uznawany w sprawie katastrofie smoleńskiej, były ustalenia Komisji Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego, tzw. komisji Millera. Trzeba pisać o tym w czasie przeszłym, ponieważ Prawo i Sprawiedliwość po dojściu do władzy w 2015 roku najpierw po prostu usunęło raport ze stron KPRM, a później w 2018 roku jego „anulowanie” ogłosił Antoni Macierewicz, szef podkomisji smoleńskiej.
Podczas konferencji 11 kwietnia 2018 roku odbyła się „prezentacja raportu technicznego” podkomisji smoleńskiej, a we wprowadzeniu do dokumentu, pisano „o anulowaniu raportu Millera”. Z kolei Macierewicz mówił:
– Poprzedni raport anulowano na podstawie decyzji podkomisji, ponieważ zawierał on fałszywe tezy i został skonstruowany w oparciu o presję polityczną i fałszywe materiały.
Eksperci już wtedy podnosili, że nie ma podstawy prawnej do takiego unieważniania raportu państwowej komisji, a pytany o nią na konferencji prasowej Macierewicz nie odpowiedział jednoznacznie. Raport „techniczny” podkomisji nie był też wiążącym dokumentem, ponieważ podkreślano, że dopiero raport końcowy będzie oficjalny.
Wielokrotnie zmieniano też wnioski w raportach podkomisji smoleńskiej. Np. w 2018 roku, gdy przedstawiono „raport techniczny”, pisano o tym, że do katastrofy doprowadzić mogła „bomba termobaryczna”, a w 2019 roku nie było już o tym mowy, narracja się zmieniła: „Badania potwierdziły możliwość zastosowania w skrzydle materiału wybuchowego o niewielkiej gramaturze (70 g), zdolnego do zniszczenia konstrukcji w sposób liniowy (materiał wybuchowy o szerokości 5 mm i grubości 1 mm), umocowanego w warunkach dostępu do wewnętrznej części kesonu bakowego w skrzydle”.
Co ustaliła komisja Millera?
Państwowa komisja do zbadania katastrofy Tu-154M ustaliła, że bezpośrednią przyczyną było zejście samolotu poniżej minimalnej wysokości zaniżania (100 metrów), przy nadmiernej prędkości opadania, w warunkach atmosferycznych uniemożliwiających kontakt z ziemią.
Komisja Millera stwierdziła:
Doprowadziło to do zderzenia z przeszkodą terenową, oderwania fragmentu lewego skrzydła wraz z lotką, a w konsekwencji do utraty sterowności samolotu i zderzenia z ziemią.
Komisja Millera oceniła, że to złamanie procedur przez pilotów tupolewa doprowadziło do zderzenia z brzozą, a później oderwanie lewego skrzydła. Następnie samolot utracił sterowność, przychylił się i doszło do zderzenia z ziemią.
Załoga statku powietrznego nie była właściwie przygotowana do wykonania zadania, biorąc pod uwagę złożoność sytuacji, w jakiej realizowała swój ostatni lot. Szkolenie dowódcy statku powietrznego, drugiego pilota oraz nawigatora pokładowego realizowane było w pośpiechu, niemetodycznie i z naruszeniem zapisów normujących ten proces. Członkowie załogi pomimo uzyskania formalnych uprawnień, potwierdzonych rozkazami dowódcy jednostki, nie spełniali kryteriów pilota w pełni wyszkolonego i przygotowanego do wykonywania obowiązków na danym stanowisku pracy – padło w podsumowaniu raportu komisji.
Czytaj też:
Powstaną dwa raporty podkomisji smoleńskiej? „Krążą słuchy”