Prostytutki chcą legalizacji. W pandemii ratuje je tylko jeden typ klientów

Prostytutki chcą legalizacji. W pandemii ratuje je tylko jeden typ klientów

Kobieta w łóżku
Kobieta w łóżku Źródło: Pexels / Valeria Boltneva
Branża usług seksualnych, która liczy w Polsce 200 tys. osób, przeżyła szok związany z koronawirusem tak samo, jak branża hotelarska, gastronomiczna czy fitness. Internetowe zrzutki na wsparcie dla bezrobotnych prostytutek to kropla w morzu potrzeb. Część pozbawionych klientów kobiet myśli o zmianie pracy. Inne żądają legalizacji ich zawodu. „Chętnie zapłaciłabym podatki i ubezpieczenie” – mówi Loraine z Warszawy.

Loraine, 25 lat: Raz klient przyniósł na spotkanie całe opakowanie testów na COVID-19. Prosił, żebym się przy nim przebadała.

Bettie, 26 lat: Na początku pandemii liczba moich klientów spadła do zera na wiele tygodni. Teraz jest trochę lepiej, ale nadal odwiedza mnie tylko połowa.

Sofia, 32 lata: Jak ktoś się boi, to niech siedzi w domu, a nie zawraca mi głowę pytaniami przez telefon. Ja muszę pracować.

Branża usług seksualnych przeżyła szok związany z pandemią tak samo jak branża hotelarska, gastronomiczna czy fitness. Z tą różnicą, że rząd nie zakazał jej działania rozporządzeniem, bo... oficjalnie taka branża w Polsce nie istnieje.

W Holandii, gdzie jest pełna legalizacja, prostytutki ogłosiły bunt, domagając się pomocy finansowej od państwa. W Niemczech, gdzie „panie do towarzystwa” płacą podatki i składki na ubezpieczenie, przez lockdown zbankrutowała Pascha, jeden z największych legalnych domów publicznych Europy.

A w Polsce? Choć na portalach erotycznych i w agencjach towarzyskich ruch nadal jest, to wiele się pozmieniało.

Artykuł został opublikowany w 17/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.