Dr Anna Domaradzka, dyrektorka Instytut Studiów Społecznych im. Profesora Roberta Zajonca UW, socjolożka miasta, przyznaje, że proces powrotu do sąsiedzkości, odkrywania jej na nowo, nie zaczął się w wyniku pandemii, a – jak wskazują badania – dużo wcześniej.
– Ludzie zaczęli doceniać bliskie sąsiedzkie relacje, zaprzyjaźniać z sąsiadami, uznali, że to wartość i że im się to po prostu opłaca – zauważa ekspertka.
– Właśnie skończyłam pisać książkę na temat ruchów miejskich i sąsiedzkiej aktywności („Klucze do miasta”, Wydawnictwo Scholar). Stawiam w niej tezę, że intensyfikacja sąsiedzkiej aktywności ilustruje zmianę wartości w polskim społeczeństwie – dodaje Anna Domaradzka.
Utarło się, że klatka schodowa czy podwórko to przestrzenie, które mieszkańców kompletnie nie interesują, jako coś, co jest „nie nasze”, zaś nam zależy jedynie na tym, by we własnym domu mieć wygodnie, ładnie i elegancko.
– Powoli zaczynamy jednak traktować jako naszą także przestrzeń półprywatną, która zaczyna się za progiem. Dziś okazuje się, że podwórko też jest trochę nasze: jest miejscem, gdzie można się bawić, porozmawiać, wspólnie działać. Co ciekawe, nie chodzi tylko o czas spędzany na nim przez dzieci czy ich rodziców. Sąsiedzi w czasie pandemii potrafili wyjść na podwórko i, trzymając dystans, stanąć w kółku i rozmawiać, a nawet wypić wspólnie piwo. Tak duża była tęsknota za społecznością i byciem razem – zauważa socjolożka.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.