25-letni Igor Stachowiak zmarł w 2016 roku na wrocławskim komisariacie. Okoliczności śmierci młodego mężczyzny wyszły na jaw dopiero po dziennikarskim śledztwie. W programie TVN „Superwizjer” ujawniono m.in. wypowiedzi anonimowych osób i fragmenty nagrań. W reportażu autorstwa Wojciecha Bojanowskiego stwierdzono, że zatrzymany na ulicy Stachowiak był rażony paralizatorem również w policyjnej toalecie.
W TVN24 pokazano nagranie z kamery, która była przymocowana do paralizatora. Mężczyzna był rażony paralizatorem w momencie, kiedy był zakuty w kajdanki, a na to nie zezwalają przepisy. Funkcjonariusze kazali też zatrzymanemu zdjąć spodnie, aby go przeszukać. Po zajściach w toalecie Igor Stachowiak zmarł. Mimo że na komisariacie są zainstalowane kamery, rzekomo nie zachowały się żadne nagrania z tamtego dnia.
W lutym 2020 r. czterej byli policjanci: Adam W., Paweł P., Paweł G. i Łukasz R. zostali prawomocnie skazani na kary od 2 do 2,5 roku więzienia. Przed sądem odpowiadali za przekroczenie uprawnień oraz psychiczne i fizyczne znęcanie się nad Igorem Stachowiakiem, nie zaś za zabójstwo, za które zdaniem rodziny Igora powinni odpowiedzieć.
Ojciec Igora Stachowiaka: To była zemsta
Maciej Stachowiak, ojciec zmarłego Igora, mówi w reportażu Onetu o tragedii, jaką przeżyła jego rodzina i dzieli się wątpliwościami, jakie narosły wokół śledztwa. Jak wspomina, jego syna zabrano z ulicy i zaczęto przesłuchiwać na komisariacie, choć świadkowie wskazywali, że nie było ku temu żadnych powodów. – Policjanci powiedzieli nam, że Igor został z kimś pomylony na Rynku. Zabrali go na komisariat. Tam spadł z krzesła i zmarł – wspomina ojciec.
Ojciec zmarłego wspomina także, że początkowo policja twierdziła, że wszystko zostało zarejestrowane na monitoringu. Później jednak okazało się, że żadnych nagrań nie ma, a policja nie dopuszcza rodziny do identyfikacji ciała. Ojcu udało się jednak przybyć tuż przed sekcją zwłok, o której dowiedział się od znajomego. Wówczas zobaczył ślady na ciele swojego syna i zdołał zrobić zdjęcia, które później dowodziły, że obrażenia wskazywały prawdopodobnie na uduszenie.
– Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że już wcześniej, w 2013 r., jeden z policjantów, Adam W., zatrzymywał Igora. Wywiózł go na ogródki działkowe. Bił i raził paralizatorem z latarki. Igor złożył na niego skargę do prokuratury. Zrobił obdukcję. Miał 21 obrażeń. Ledwo chodził po schodach. Sprawę umorzono – mówi. Zdaniem Macieja Stachowiaka, sprawa z 2013 roku jest motywem zdarzeń, jakie rozegrały się na komisariacie. – To był odwet. Zemsta. Na nagraniu z paralizatora słychać, jak jeden z policjantów mówi: „Znamy się”. – mówi.
„Igor wiedział, że umrze”
– Na miesiąc przed śmiercią Igor wyznał żonie: „Mamo, policja mnie zabije. Mówię ci, oni szykują się na mnie” – wspomina. Ojciec zmarłego Igora twierdzi również, że na wspomnianym komisariacie dalej trwają podobne przesłuchania. – Policjanci dalej przesłuchują zatrzymanych w tej samej toalecie. Kolega młodszego syna trafił na Trzemeską. Straszyli, że wezmą go do „komnaty Stachowiaka” – dodał.
Z słów Macieja Stachowiaka wynika także, że ma ogromny żal do organów państwa. Jego zdaniem, prokurator zajmująca się sprawą popełniła szereg błędów. Jednym z nich jest niezabezpieczenie paralizatora, na którym było wspomniane wcześniej nagranie. – W tej sprawie mieliśmy przeciwko sobie cały aparat państwa. Chronili swoich. To było najważniejsze. Prawda się nie liczyła. Zderzyliśmy się ze ścianą – stwierdził gorzko.
Czytaj też:
Nagrywał zatrzymanie Igora Stachowiaka. Został oskarżony o przemoc wobec policjantów