– Cieszę się, że nie jestem dzisiaj posłem. Do Sejmu warto iść tylko po władzę, a nie po to, by siedzieć w tylnych rzędach i popiskiwać. Dlatego trzeba stworzyć alternatywę dla obecnej władzy, wizję, bo dziś wizję ma tylko Kaczyński. Reszta jedynie poszczekuje. To przerażające, jaka jest dysproporcja w potencjale politycznym i intelektualnym między PiS-em, a całą resztą, która sama siebie sprowadza do roli komentatorów – przyznał w wywiadzie Ikonowicz, który niedawno był kandydatem Lewicy na Rzecznika Praw Obywatelskich.
Pytany, czy marzy mu się powrót do politycznego mainstreamu, odpowiedział:
– Jeżeli socjalista i rewolucjonista chce tworzyć partię, to nie stworzy jej w czasach pokoju. Nie ma sensu przestawiać żagli, gdy nie ma wiatru. Ale okręt i banderę trzeba mieć. Moim marzeniem jest przemiana społeczna, powstanie ruchu masowego, który stawia sobie cele, a osiągnąwszy władzę – je realizuje.
Aktywista dodał, że „jeżeli młode pokolenie, które dziś się zderza ze ścianą, ze szklanym sufitem, nie będzie mogło wyjeżdżać z kraju na taką skalę, jak niegdyś, zrodzi się nowy lewicowy ruch”. – Nowy, bo walka z Czarzastym czy Dyduchem o stanowisko w strukturze – nie ma sensu. To strata czasu. Lepiej walczyć z lokalnym biznesmenem, który kupił decyzję samorządu. To ciekawsze. Mamy już nurt ekologiczny, kobiecy, związkowo-socjalny i zaczyna się coś tworzyć. Ale ostatecznej wizji jeszcze nie ma, dziś nie można przepisywać Marksa, trzeba iść dalej – przyznał. – Mam wrażenie, że młode pokolenie w końcu zaczyna widzieć, że jest robione w konia – podkreślał.
Co zostało ze Strajku Kobiet?
W rozmowie z „Wprost” Ikonowicz odpowiedział też na pytania dotyczące Strajku Kobiet, a właściwie tego, czy jego potencjał pańskim zmarnowano? – W pewnym momencie zderzyłem się z Martą Lempart, bo okazała się funkcjonariuszką PO. Próbowała użyć lewicy na rzecz partyjniackiej polityki, działać na zasadzie „zatopmy kraj, by zatopić PiS” (chodzi o ultimatum dotyczące Planu Odbudowy, które Lempart postawiła Lewicy – red.). Ale powiem, co zostało z buntu kobiet. Została Maja Staśko, która dziś jest w strukturach Społecznego Rzecznika Praw Obywatelskich i pracuje jak dynamit. Zostały kobiety w Zakopanem, które dziś działają z nami. Mówię o tym, co jest autentyczne, oddolne. Pani Lempart ze swoją mentalnością i poglądami reprezentuje ułamek społeczeństwa – stwierdził.
Piotr Ikonowicz dodał, że Maja Staśko reprezentuje połowę społeczeństwa, bo „tyle jest kobiet”.
Czytaj też:
W TVP Info drwiono z aktywistki, ta odpowiada. „Miałam być bez majtek?”
Pytany o artykuły na temat jej kontrowersyjnych wypowiedzi albo raczej komentarze pod nimi, które zdają się nie potwierdzać tezy o tak dużym poparciu kobiet dla Staśko, przyznał: – Wiem, że bywa ekscentryczna. Ale to jest dziewczyna, która zajęła się kobietami gwałconymi na wsiach. Trudniejszego tematu nie ma. Nawet jeśli Maja Staśko przeszarżuje z różnymi swoimi działaniami, podoba mi się jej instynkt killera. Jak zaatakowany przez nią Lewandowski – lubi strzelać bramki. Wiem o tym, że jeżeli mam problem w Wielkopolsce, mogę zadzwonić do Mai, bo ona się nim zajmie, albo znajdzie osoby, które mogą to zrobić. To dla mnie sprawdzian odpowiedzialności społecznej.
Czytaj też:
Burza na Twitterze po słowach Mai Staśko. Aktywistka zaatakowała Roberta Lewandowskiego
Wracając do Strajku Kobiet. Doszło do próby zatrzymania tego ruchu w probówce, sprawdzenia, co po sztormie morze wyrzuci. Ale z ruchu naprawdę zostały tylko postępowe dziewczyny, które przed kilkoma miesiącami wychodziły na ulice, a dziś podejmują trudne tematy na prowincji – powiedział Piotr Ikonowicz.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.