Raman Pratasiewicz mocno chronił swoją prywatność. Dopiero kilka miesięcy temu wyszło na jaw, że obecnie mieszka w Polsce. Z ustaleń Wirtualnej Polski wynika, że w tym czasie opozycjonista miał być pod ochroną ABW. Ponieważ pomieszkiwał też na Litwie, za jego ochronę miały wtedy odpowiadać litewskie służby. Wilno przyznało 26-latkowi status azylanta politycznego, natomiast Warszawa nie zdecydowała się na taki krok. Jak podaje Wirtualna Polska od kilku miesięcy prymat w sprawie Pratasiewicza miały służby litewskie. – Kiedy Raman Pratasiewicz był w Polsce, był pod ochroną polskich służb specjalnych. Zdecydował o wyjeździe na Litwę i tym samym stał się przedmiotem ochrony służb litewskich – poinformował wiceszef MSZ Marcin Przydacz.
Kontrolę nad opozycjonistami sprawowały USA?
Rozmówca Wirtualnej Polski zaznaczył, że kiedy cały świat obiegła informacja o wymuszeniu przez białoruskie władze lądowania w Mińsku samolotu Ryanaira, w niedzielę 23 maja w pracy pojawiło się całe kierownictwo ABW. Z nieoficjalnych informacji wynika, że kontrolę nad ochroną opozycjonistów z Białorusi miały sprawować Stany Zjednoczone.
Sam Pratasiewicz już wiele miesięcy temu miał powiedzieć, że od czasu wyborów prezydenckich na Białorusi otrzymywał pogróżki. Były oficer wywiadu powiedział Wirtualnej Polsce, że 26-letni aktywista miał mieć świadomość, że grozi mu niebezpieczeństwo i może zostać porwany np. na terenie Polski. Te informacje potwierdził Aleś Zarembiuk, prezes warszawskiej fundacji Białoruski Dom.
Kolejny białoruski dziennikarz z pogróżkami
Zarembiuk dodał, że po zatrzymaniu Pratasiewicza groźby zaczął otrzymywać również inny dziennikarz Nexty - Sciapan Puciła. W związku z tym poproszono o ochronę i pomoc Komendę Stołeczną Policji. Szef Białoruskiego Domu podkreśla, że dla reżimu Aleksandra Łukaszenki zrobić coś w Polsce Sciapanowi to wielkie zwycięstwo propagandowe.
Czytaj też:
Unia Europejska nakłada sankcje na Białoruś. Jest zakaz przelotów nad UE