Rozmowa z profesor Jadwigą Staniszkis została opublikowana w poniedziałkowym wydaniu tygodnika. Zapowiadał ją cytat, z którego wynikało, że krytyczna w ostatnich latach wobec ugrupowania Jarosława Kaczyńskiego socjolog wieszczy PiS-owi wygraną w przyszłości.
– Kolejna wygrana PiS wydaje się bardzo prawdopodobna. I będzie to pozytywne dla Polski – brzmiał cytat z rozmowy. – Upadek demokracji nie musi oznaczać kryzysu społecznego. Dlatego tak jak kilka lat temu byłam wielką pesymistką, jeśli chodzi o rządy PiS, tak dziś jestem optymistką – twierdziła profesor.
Joanna Staniszkis krytykuje redakcję „Newsweeka”
Kilka dni po upublicznieniu wywiadu głos zabrała Joanna Staniszkis, córka socjolog. Warszawska radna z ramienia Koalicji Obywatelskiej na Twitterze poinformowała, że wywiad nie był autoryzowany. Z jej wpisu wynika zaś, że ekspertka znajduje się w złym stanie zdrowia, w związku z czym córka prosiła dziennikarkę, by nie publikować rozmowy z nią. „To skandal, że dla zysku Tomasz Lis (redaktor naczelny”Newsweeka„ – red.) nie liczy się z chorymi ludźmi i ich ośmiesza” – stwierdziła Joanna Staniszkis.
Na zarzuty odpowiedziała autorka rozmowy, Aleksandra Pawlicka. Dziennikarka zapewniła, że jej ostatni wywiad z prof. Staniszkis był autoryzowany podobnie jak wszystkie poprzednie. „Tym razem dokonała podczas autoryzacji dwóch zmian w swoich wypowiedziach” – stwierdziła.
Córka Jadwigi Staniszkis: Mama nie pamięta wywiadu
Do jej twierdzeń odniosła się córka socjolog, która wskazała ponownie, że telefonicznie wyjaśniła dziennikarce, jaki jest stan zdrowia jej mamy. Ta miała się zgodzić, że w takiej sytuacji wywiad nie powinien zostać opublikowany. „Mama nie pamięta ani wywiadu ani autoryzacji. Jednak pani Aleksandra Pawlicka oraz Tomasz Lis wbrew moim prośbom i wyjaśnieniom go upubliczniliście. Jest to skandal!” – dodała Staniszkis.
Tomasz Lis: Nie odpowiadam za to, co ktoś mówi
Sytuację skomentował także redaktor naczelny „Newsweeka”. „Na czym niby miałby polegać zysk?” – spytał Tomasz Lis. Tłumaczył też, że „w tekście nie znalazło się nic, co nie byłoby powiedziane” i dodał, że nie jest cenzorem i „nie odpowiada za to, co ktoś mówi”.