Nowa obsesja miejskich aktywistów. „Paczkomaty i kurierzy skazani na potępienie”

Nowa obsesja miejskich aktywistów. „Paczkomaty i kurierzy skazani na potępienie”

Mężczyzna odbierający przesyłkę z paczkomatu – zdjęcie ilustracyjne
Mężczyzna odbierający przesyłkę z paczkomatu – zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock / Soft Light
Niestety ostatnio pojawiła się grupa namolnych i wszystkowiedzących osób, którzy nie tylko mają ambicję urządzać nam życie za nas, ale nawet próbują to robić. Mowa o tak zwanych miejskich aktywistach, którzy pojawili się w większości dużych miast w Polsce.

W życiu większości z nas nie brakuje ludzi, którzy sami wiedzą najlepiej, co jest dla nas dobre i jak powinniśmy żyć. „Wujków dobra rada” mamy w rodzinie, w pracy, czy wśród znajomych i przyjaciół. Nie tylko wiedzą wszystko najlepiej i na wszystkim się znają ale także kilkoma prostymi hasłami objaśniają nam świat. Bywają namolni, choć przeważnie są jednak nieszkodliwi, bo pozbawieni mocy rzeczywistego meblowania nam życia.

Aktywista to gatunek nadzwyczajny. Niezależnie od formalnego wykształcenia czy doświadczenia zawodowego zna się właściwie na każdym aspekcie funkcjonowania miasta. Ma także odpowiedź na każdą bolączkę miejskiego życia. Odpowiedź, dodajmy, taką samą bez względu na problem, z którym się mierzy. Trochę jak w zabawie w pomidora, na każde pytanie pada taka sama odpowiedź. W przypadku aktywisty to po prostu kilka haseł składającą się na jego ideologię. Aktywista przy tym nie wątpi, nie poszukuje rozwiązań i nie zaprasza do dyskusji.

On tę dyskusję odbył w gronie swoich koleżanek i kolegów z kolektywu, a reszta mieszkańców, choćby były ich setki tysięcy, ma się po prostu tej ideologii podporządkować.

Czytaj też:
Kto ma decydować o prawie aborcyjnym? „Tego przeciwniczki referendum już nie mówią”

W moim mieście –  (choć sądzę, że podobnie jest w przypadku innych miast) fundamentem ideologii aktywistycznej jest obsesyjna wręcz niechęć do samochodów i kierowców. To oni – powiadają aktywisty - odpowiadają za wszystkie miejskie nieszczęścia i problemy. To przez nich kury się nie niosą, a krowy nie cielą. Dlatego utrudnianie życia kierowcom jest pierwszą i najważniejszą powinnością miejskiego aktywisty, który uznaje rower za jedyny wystarczająco postępowy środek transportu. Nie wystarczy mu jednak, że sam jeździ na rowerze do pracy czy do sklepu. Oczekuje tego, a właściwie żąda, od pozostałych mieszkańców.

Skoro o mieszkańcach mowa to dochodzimy do drugiej obsesji aktywistów – mieszkań.

Mieszkanie, owszem, dobrze mieć. Niestety nie powstają one przez pączkowanie, a są dziełem straszliwych deweloperów, którymi aktywiści straszą niegrzeczne dzieci. Samo budowanie mieszkań może by jeszcze uszło deweloperom na sucho, ale to, że robią to z chęci zysku, a nawet dążą do jego maksymalizacji, jest już ponad skołatane nerwy miejskiego aktywisty. No i ten straszny beton. Okropieństwo.

Jako stworzenie na wskroś postępowe aktywista miejski nie stroni od śledzenia nowinek.

W czasie pandemii do jego obsesji dołączyły paczkomaty i obsługujący je kurierzy. Kurier – wiadomo: nienawistnie jeździ samochodem i to całkiem sporych rozmiarów. Paczkomat jako twór obcy naturze jest właściwie z góry skazany na potępienie.

Czytaj też:
Ta ustawa pokazuje wszystkie patologie. O co chodzi?

Oczywiście w przestrzeni publicznej jest miejsce dla różnych poglądów, nawet najbardziej skrajnych czy absurdalnych. W tym przypadku mamy jednak do czynienia z małymi grupkami osób, które próbują narzucać swoją ideologię i swój styl życia jako obowiązujące wszystkich. Tego typu inżynieria społeczna zwykle nie kończy się dobrze. Rozwiązania narzucane siłą, bez dyskusji i koniecznych kompromisów, mają raczej niewielką szansę na trwałe zakorzenienie się. Często przynoszą też efekty odwrotne do zamierzonych. Nie zmienia to faktu, że jest tylko kwestią czasu, kiedy usłyszymy o kolejnym pomyśle aktywistów, który ma urządzić nasze życie na ich modłę.

Źródło: Wprost