Katastrofa w gastronomii. Nie ma komu pracować. „Kelner chciał 10 tys. na rękę i kończyć o godz. 21”

Katastrofa w gastronomii. Nie ma komu pracować. „Kelner chciał 10 tys. na rękę i kończyć o godz. 21”

Kelner, zdjęcie ilustracyjne
Kelner, zdjęcie ilustracyjne Źródło: Shutterstock
W czasie lockdownu z gastronomii odeszło 200 tys. pracowników. Dziś, gdy branża się odradza, ci ludzie nie wrócili – znaleźli sobie stabilniejsze zawody w korporacjach, na infoliniach albo w budowlance. Właściciele restauracji są zdesperowani, a potencjalni chętni do pracy nic nie umieją i żądają astronomicznych stawek.

– Jeśli masz wrażenie, że obsługuje cię kelner, który jest pierwszy dzień w pracy, to tak właśnie jest. Bo teraz restauracje zatrudniają każdego, kto tylko potrafi utrzymać notes i tacę z jedzeniem – mówi Andrzej, manager restauracji na warszawskim Żoliborzu.

Wtóruje mu Piotr Piotrowski, prowadzący sieć Evil Steak House: – Kuchnię mam ogarniętą, ale sala „leży”. Potrzebuję profesjonalnej obsługi, bo osoby, które teraz mam, są tak zawalone godzinami, że boję się, że zaraz się wypalą i odejdą.

– Miałam to szczęście, że większość pracowników u mnie została. Ale przez pół roku pracowaliśmy na pół gwizdka, a teraz pilnie potrzebujemy pracowników – zauważa Agnieszka Kwiatkowska z restauracji Nadwiślański Świt.

– Od półtora miesiąca szukamy czterech pracowników. Znaleźliśmy jednego i nie wiadomo, czy się utrzyma, bo nie pracował wcześniej w branży – dodaje Andrzej z Żoliborza.

O tragicznej sytuacji na rynku mówi też Izba Gospodarcza Gastronomii Polskiej.

Artykuł został opublikowany w 24/2021 wydaniu tygodnika Wprost.

Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App StoreGoogle Play.