Pentagon poinformował, że na polecenie Joe Bidena wojsko USA przeprowadziło w niedzielę naloty na obiekty wspierane przez proirańską milicję w pobliżu granicy iracko-syryjskiej. Atak był odpowiedzią na ataki dronów na amerykańskie obiekty i personel w Iraku. Uderzono w obiekty operacyjne i magazyny broni w dwóch lokalizacjach w Syrii i jednym w Iraku.
Naloty USA na cele w Iraku i Syrii. „Jasny i jednoznaczny krok odstraszający”
Z obiektów miały korzystać oddziały proirańskich bojowników Kataib Hezbollah i Kata’ib Sayyid al-Shuhada. Druga operacja wojskowa prezydenta USA miała na celu podjęcie niezbędnych i celowych działań ograniczających ryzyko eskalacji konfliktu. Chodziło również o wysłanie „jasnego i jednoznacznego kroku odstraszającego”.
Rzecznik prasowy John Kirby podkreślił w komunikacie, że Stany Zjednoczone działały zgodnie z przepisami międzynarodowymi dotyczącymi prawa do samoobrony. „Uderzenia były konieczne, by stawić czoła zagrożeniu, a ich zakres był odpowiednio ograniczony” – podsumowano w oświadczeniu Pentagonu. Nie podano, czy ktokolwiek został zabity lub ranny.
Siły Stanów Zjednoczonych zbombardowały strategiczne obiekty. Wśród ofiar dzieci, są ranni
Syryjskie Obserwatorium Praw Człowieka poinformowało z kolei, że w ataku przeprowadzonym przez USA zginęło co najmniej pięciu bojowników milicji wspieranych przez Iran. Kolejnych kilku miało zostać poszkodowanych. Według Syryjskiej Arabskiej Agencji Informacyjnej zginęło jedno dziecko, a ranne zostały trzy inne osoby.
Czytaj też:
Umowa nuklearna z Iranem. Koniec złudzeń prezydenta Bidena