Od wyroku można już tylko złożyć kasację do Sądu Najwyższego. Nie wyklucza tego mec. Piotr Kruszyński, który bronił "Inki", zaś mec. Andrzej Werniewicz, reprezentujący przed sądem wdowę po Dębskim mówi, że raczej nie będzie kasacji, gdyż argumenty sądu go przekonały.
Sama "Inka", według swego obrońcy, "nie była radosna jak skowronek, ale cieszy się, że sprawa się już skończyła i sąd nie uchylił jej kolejny raz do ponownego rozpatrzenia".
Adwokaci Haliny G. chcieli uchylenia wyroku i ponownego procesu w I instancji; złagodzenia kary w związku z jej pomocą w śledztwie albo uniewinnienia. Pełnomocnik wdowy po Dębskim chciał zaś zaostrzenia kary do 12 lat więzienia albo kolejnego procesu.
W środę minęło 6 lat od zabójstwa Dębskiego, który zginął w Warszawie w pobliżu restauracji, z której wyszedł nocą razem z Haliną G., a gdzie zastrzelił go płatny zabójca "Sasza". Dzień później, czyli dokładnie 6 lat temu, "Inka" sama poszła na policję, gdzie twierdziła, że była świadkiem zabicia swego towarzysza. Później stwierdziła: "tak wyszło, że ja wystawiłam Jacka". Później mówiła, że śledczy zasugerowali jej takie słowa. Były one wszechstronnie analizowane przez prokuratorów, adwokatów i sędziów.
O zlecenie zabójstwa był oskarżony Jeremiasz B., pseudonim Baranina. W trakcie procesu przed sądem w Wiedniu "Baranina" popełnił samobójstwo. Także "Sasza" odebrał sobie życie w areszcie, tuż po zatrzymaniu go i przedstawieniu zarzutu. "Inka" jest więc jedynym żyjącym do dziś sprawcą związanym z tą zbrodnią.
Sprawa zabójstwa Dębskiego - ministra sportu w rządzie Jerzego Buzka - przed Sądem Apelacyjnym w Warszawie stanęła po raz drugi. Po pierwszym wyroku 8 lat więzienia dla "Inki", apelacja uchyliła orzeczenie, a warszawski sąd okręgowy drugi raz wymierzył taki sam wyrok - najłagodniejszą z kar przewidzianych za zabójstwo.
Sąd konsekwentnie nie stosuje w tej sprawie nadzwyczajnego złagodzenia kary, o które wnosiła w I instancji nie tylko obrona, ale także prokuratura, doceniając informacje kobiety pomocne w rozwikłaniu sprawy. Wyrok bez nadzwyczajnego złagodzenia kary za słuszny uznał w czwartek SA.
Sędzia Barbara Lubańska-Mazurkiewicz uzasadniając wyrok podkreśliła, że "Inka" choć ujawniła kierowanie zbrodnią przez "Baraninę" i jej wykonanie przez "Saszę", swoją rolę umniejszała i kwestionowała własną winę - dlatego nie można mówić o nadzwyczajnym złagodzeniu kary dla skazanej.
Niezależnie od tego, sąd utrzymał najłagodniejszą z możliwych w zwykłym trybie kar za zabójstwo - 8 lat więzienia. Przemawiał za tym także stopień zdemoralizowania Haliny G., która przez kilka lat współpracowała z Barańskim, o którym wiedziała, że jest przestępcą - dodała sędzia.
Podkreślając prawidłową kwalifikację czynu "Inki" sędzia zwróciła uwagę, że nie ma dowodów, by znała ona treść uzgodnień "Baraniny" i "Saszy" - dlatego nie może odpowiadać za współudział. "Ale skoro godziła się na pozbawienie życia Jacka Dębskiego, jest winna pomocnictwa" - dodał sąd.
Przebywająca od kwietnia 2001 r. w areszcie Halina G. wyszła za mąż za obywatela Francji. Z wokandy Sądu Apelacyjnego wynika, że "Inka" zrzekła się poprzedniego nazwiska i posługuje się dziś już tylko tym francuskim - po mężu.
Czwartkowy wyrok otwiera "Ince" drogę do warunkowego przedterminowego zwolnienia z reszty kary. Mec. Kruszyński ocenia, że będzie to możliwe już za kilka miesięcy.pap, ss, ab