To była stała metoda. I skuteczna. Zawsze, gdy prawica traciła poparcie, otwierała bramy piekieł. Tak – wojny kulturowe są zabójcze dla życia społecznego. Radykalnie dzielą ludzi. Unieważniają dialog. Przeciwnik polityczny zamienia się we wroga na śmieć i życie. Polityka przenosi się na ulice, place i do… Kościołów. Tak właśnie religijna prawica w Polsce rozpala wojny kulturowe, które – jak do tej pory – zawsze przekładały się na wzrost jej notowań i mobilizację elektoratu.
Tak było przed wyborami w 2015 roku, kiedy w Europie wybuchł kryzys migracyjny. Prawica straszyła Polaków, że nasz kraj zaleje fala uchodźców. Że do Polski przyjadą dzikie hordy muzułmanów, którzy rzucą się na „nasze kobiety”, a część z nich będzie niemal podpalać kościoły katolickie. Kiedy papież Franciszek powiedział, że uchodźcy to nie liczby, ale twarze konkretnych ludzi, „pobożni katolicy" odsądzili go od czci i wiary.
W czasie kampanii prezydenckiej Andrzej Duda też odwoływał się do sporów kulturowych. Przypomnijmy, co mówił o osobach LGBT: „Próbuje się nam wmówić, że to ludzie, a to jest po prostu ideologia”. W sukurs temu nienawistnemu dyskursowi przyszedł Kościół, który – ustami abp Marka Jędraszewskiego – mówił o inwazji „tęczowej zarazy”.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.