Historia największego odkrycia Michała zaczęła się kilka wieków temu, gdy na płytkich wodach Zatoki Greifswaldzkiej doszło do jednej z wielu, w tamtym okresie, morskich bitew. Huczały działa, szczekały muszkiety, kule żłobiły kadłuby okrętów, wzniecając fontanny drewnianych odprysków i wiór. Gdy kadłuby stykały się ze sobą, na pokładach dochodziło do walki wręcz, błyskały szpady i rapiery, śmigały ciskane przez marynarzy kordelasy. Jęczeli ranni i modlili się konający. Gdy jeden z okrętów zaczął płonąć ratował się kto żyw i dychał, resztę zostawiając bezlitosnemu morzu. Te łapczywie pochłonie wrak i wszystkich, którzy nie zdążą uciec.
Archeologiczny „Święty Graal”
Trzy wieki później, pod koniec 2016 roku, w zimne wody zatoki zanurzy się młody archeolog, 29-letni wtedy, Michał Grabowski. Nurek będzie miał za zadanie sprawdzić niewyraźny, sonarowy odczyt obiektu znajdującego się na trasie dużej inwestycji morskiej. Na to, że za chwilę zostanie dokonane znaczące archeologiczne odkrycie, nic nie wskazywało. Płytko, zaledwie trzy metry pod powierzchnią morza, znajdował się wielki owalny obiekt porośnięty glonami. Kiedy nurek podpłynął bliżej, nie mógł uwierzyć własnym oczom.
Dalsze rozpowszechnianie artykułu tylko za zgodą wydawcy tygodnika Wprost.
Regulamin i warunki licencjonowania materiałów prasowych.